– Jeżeli w mojej Ojczyźnie – mimo smutnego z czasów wojny doświadczenia – miałyby dojrzewać tendencje skierowane przeciw życiu, to wierzę w głos wszystkich położnych, wszystkich uczciwych matek i ojców, wszystkich uczciwych obywateli w obronie życia i praw dziecka – wyznała Stanisława Leszczyńska, „Anioł Życia z Auschwitz”. 11 marca przypada 51. rocznica śmierci położnej, która w dramacie obozu koncentracyjnego niosła przesłanie nadziei i życia.
Stanisława Leszczyńska miała ogromną nadzieję, że w Polsce, która doświadczyła dramatu wojny i obozów, próby uderzania w ludzkie życie spotkają się ze sprzeciwem przede wszystkim tych, którzy są świadkami narodzin i przekazywania życia. Sama była znakiem odwagi w rzeczywistości okupacji i niemieckich obozów koncentracyjnych, w których ludzie byli poddawani katorżniczej pracy, głodzeni, poniżani, a noworodki najczęściej zabijane tuż po narodzinach.
Położna przez 40 lat pomagała kobietom i przyjmowała narodziny ich dzieci. Jak wspomniała, lubiła i ceniła swój zawód. Bardzo kochała dzieci. – Może właśnie dlatego miałam tak wielką liczbę pacjentek, że nieraz musiałam pracować po trzy doby bez snu. Pracowałam z modlitwą na ustach i właściwie przez cały okres mej zawodowej pracy nie miałam żadnego przykrego wypadku – opisała w „Raporcie położnej z Oświęcimia”.
Stanisława Leszczyńska wraz z mężem i czworgiem dzieci mieszkała w Łodzi. Kiedy do Polski wkroczyli Niemcy i rozpoczęła się II wojna światowa, Stanisława zaangażowała się w pomoc w getcie łódzkim, za co w 1943 roku została aresztowana. Później ona i jej córka Sylwia zostały przewiezione do obozu w Auschwitz, gdzie przebywały aż do jego wyzwolenia w styczniu 1945 roku.
Była jedyną położną w obozie i nie zważając na trudności, niosła ratunek kobietom, które w tych ciężkich warunkach rodziły dzieci. A warunki w barakach dla rodzących były straszne, jak opisywała w raporcie. Kobiety oczekujące na poród były stłoczone, leżały praktycznie na pryczach z desek, leżały często pośród innych pacjentów, cierpiących na choroby zakaźne. Mimo to wszystkie dzieci, które przyjmowała urodziły się żywe, a porody przebiegały bez większych komplikacji. Stanisława wspominała, że kiedy pojawiały się problemy w porodzie prosiła o pomoc „Matko Boża, załóż choć jeden pantofelek i przybądź szybko na ratunek”.
W obozie położna sama musiała starać się o podstawowe leki, opatrunki, ubranka oraz pieluchy dla dzieci. Aby je zdobyć często poświęcała swoje własne, głodowe racje żywnościowe. Brakowało wszystkiego, szczury atakowały kobiety i noworodki, raniły ich twarze, obgryzały im ręce i nogi. Stanisława sama przez wiele godzin starała się ochronić osłabione kobiety i dzieci przed atakami gryzoni.
Już na początku funkcjonowania obozu wydano rozkaz zabijania noworodków. Były one topione w wodzie przez niemieckie kobiety pilnujące bloku. Leszczyńska stanowczo sprzeciwiła się temu nakazowi, świadoma, że sprzeciw wobec rozkazów esesmanów i dra Josefa Mengele grozi śmiercią. – Nie, nigdy. Nie wolno zabijać dzieci! – odpowiedziała, gdy usłyszała rozkaz dra Mengele.
Później, gdy część dzieci pozostawiano przy życiu i wywożono, Stanisława Leszczyńska oznaczała je tatuażem, mając nadzieję, że po wojnie ich matki miały będą miały szansę je odnaleźć. Każde nowonarodzone dziecko otrzymywało również chrzest.
– W obozie koncentracyjnym wszystkie dzieci – wbrew wszelkim przewidywaniom – rodziły się żywe, śliczne i tłuściutkie. Natura przeciwstawiając się nienawiści, walczyła o swoje prawa uparcie, niezłomnymi rezerwami żywotności. Natura jest nauczycielką położnej. Razem z nią walczy o życie i razem z nią propaguje najpiękniejszą rzecz na świecie – uśmiech dziecka – pisała.
Stanisława Leszczyńska przyjęła w obozie ponad 3 tys. dzieci. Kobiety nazywały ją „mamą”. Doświadczenia obozowe spisała w „Raporcie położnej z Oświęcimia” z 1965 roku.
Była osobą niezwykle skromną, wrażliwą, troszczącą się o każdą kobietę oczekującą narodzin dziecka. Jako położna przekazywała swoją wiedzę innym, a wszystkim, w tym swojemu synowi, lekarzowi, przypominała, że życie ludzkie jest świętością. – Nie wierzę, żebyś w swoim życiu miał dokonać kiedykolwiek zabiegu przerwania ciąży, bo przecież wtedy nie mógłbyś uważać się za mojego syna – powiedziała.
Stanisława Leszczyńska zmarła 11 marca 1974 r. w Łodzi w wieku 78 lat. Na jej pogrzeb przybyły tysiące ludzi, także dzieci, które przeżyły obóz. W 1996 r., w setną rocznicę urodzin, jej szczątki złożono w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Łodzi, w 1992 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny.
AG/stanislawaleszczynska.pl, niedziela.pl