„Nie wystarczy nie czynić zła. To za mało, żeby nie było grzechu! Trzeba czynić dobro. Centrum Życia i Rodziny oraz organizowane przez nie Marsze są właśnie takim widocznym znakiem dobra. Jestem im ponadto wdzięczny za wsparcie, które otrzymałem w ostatnich miesiącach” – mówi prof. Aleksander Nalaskowski. W rozmowie przeprowadzonej przez Annę Mączkę z wydawnictwa „Biały Kruk” opowiada także o swojej najnowszej książce pt. „Wielkie Zatrzymanie” oraz mówi o zagrożeniach czyhających na współczesnego człowieka.
Red. Anna Mączka: Czy Wielkie Zatrzymanie, które Pan opisuje w swojej książce pod tym samym tytułem, zmieniło ludzi?
Profesor Aleksander Nalaskowski: Pojęcie „zmiana” rozumiem w tej sytuacji jako zmianę zbiorowości, społeczeństwa, która trwa dłużej niż np. zmiana programu w komputerze czy biegu w samochodzie. Na moich oczach Polska od 1989 roku zrobiła parę zwrotów w tył. Nam potrzeba zmiany, która obejmie całe pokolenie, bowiem mamy pokolenie ze zmieszaną tożsamością, błądzące. Żeby to się zmieniło, potrzebne jest co najmniej kilka lat. Wielkie Zatrzymanie, jakiego wszyscy doświadczyliśmy, może być tego początkiem, takim zaczynem, pretekstem, otrzeźwieniem. To nie jest możliwe w ciągu sekundy.
Czy da się zatrzymać wszechogarniający konsumpcjonizm? Jak w tym wszystkim zachować wiarę w człowieka, być wiernym Panu Bogu, nie poddawać się lękom i zwątpieniom? Czy to jest możliwe w naszych czasach?
Jeżeli uwzględnimy możliwość istnienia cudu, to tak. Zatrzymanie, które nastąpiło sztucznie, trwało zbyt krótko, aby dokonało totalnej zmiany. Wróciliśmy do dawnych nawyków, choć wydawałoby się, że jesteśmy już w innej rzeczywistości. Dokonaliśmy „transplantacji” tego, co stare, do tego istniejącego już nowego świata, który mógł być lepszy. Myślę, że przynajmniej część ludzi zrozumiała, że tu może chodzi o coś zupełnie innego, ale trudno mi powiedzieć, jaki to jest wymiar. Największym naszym wrogiem nie jest konsumpcjonizm, ale bezbożność, ponieważ anuluje wszystkie dotychczasowe umowy moralne i obyczajowe, a to z kolei prowadzi w przepaść. W najlepszym razie czeka nas taki koniec jak ten, który spotkał starożytny Rzym. Kto wie, czy nie nadciągnie kolejny potop – czy wszyscy wówczas zdążą wsiąść do arki?
Bardzo pesymistyczna wizja przyszłości…
Pesymizm jest subiektywną emocją. Udało mi się w „Wielkim Zatrzymaniu” przewidzieć parę rzeczy. Między innymi to, że jeden z wariantów tego, co nas czeka po tym zatrzymaniu, po wstrzymaniu oddechu i pustych ulicach, to powrót do powolnego butwienia i gnicia.
Co konkretnie ma Pan na myśli?
Choćby kampanię wyborczą, z której będziemy długo się leczyć. Przekonuje nas ona o tym, że nic się nie zmieniło. Nie zrobiliśmy się szlachetniejsi. Jesteśmy bardziej podzieleni, bardziej się nienawidzimy i to wszystko na naszych oczach psuje się i cuchnie. Także o tym jest moja książka. Jest w niej dobór, kondensacja tego, co najważniejsze. Pytam w niej, co się stało z ludźmi. Za wszystkimi mankamentami dzisiejszego świata, za seksualizacją, za odejściem od idei universitas na uczelniach wyższych, za takim podziałem, o jakim była mowa, za rozleniwianiem ludzi i podsuwaniem im wszystkiego, o czym tylko zapragną – za tym wszystkim stoją ludzie. Z tego powodu pytam właśnie: co się stało z ludźmi? Dlaczego oni godzą się być wykonawcami jakiegoś szatańskiego planu? Dlaczego w tym uczestniczą? Przecież nie można zakładać, że wszyscy są tylko pożytecznymi idiotami. Co się stało z naszym instynktem samozachowawczym, który przecież powinien podpowiadać nam, że to jest niebezpieczne.
W swojej książce pisze Pan o złym stanie oświaty, ale nie podaje recepty na jej naprawę. Czy reforma w ogóle jest możliwa? Czy wymiana kadry coś by zmieniła?
Istnieje idealne rozwiązanie, ale jest niemożliwe do spełnienia. To opcja zerowa. Gdyby pandemia trwała dłużej, to doszłoby do „wyzerowania” pewnej wymiany, wygaszenia pewnych instytucji czy też parainstytucji w znaczeniu socjologicznym. Między Kairem a Jerycho jest mniej więcej pięćset kilometrów odległości. To jest mniej więcej tyle, co pielgrzymka ze Szczecina na Jasną Górę. Idzie się trzy i pół tygodnia, a Mojżesz prowadził Żydów przez 40 lat. Dlaczego? Żeby jedno pokolenie wymarło, żeby ci, którzy wchodzili w układy i byli skorumpowani czy też zbratani z jakimiś złotymi cielcami, nie dotarli do nowego kraju. Gdyby pandemia trwała bardzo długo, to pewne nawyki by przygasły, ale tak nie było. Trochę złych rzeczy zostało wypielone, ale pozostałe chwasty znów odrastają. Jeżeli chodzi o oświatę, to sytuacja jest podobna. Gdyby to się „wyzerowało”, można byłoby tworzyć system edukacji od nowa. Trzeba by wtedy słuchać specjalistów, z których rad i wiedzy nikt dotychczas nie korzystał. Grono ekspertów, tak jak grono komentatorów występujących w mediach, jest wiecznie to samo zarówno po prawej, jak i po lewej stronie. Ciągle widzimy te same twarze i tych samych zużytych ludzi. Prawdziwych ekspertów nie ma aż tak wielu. Oni są ukryci jak Kapitan Nemo pod wodą. Trzeba do nich przemówić, aby wrócili do życia.
Proszę zwrócić uwagę, jaką mamy inteligencję w Polsce. Na Rafała Trzaskowskiego, w przeciwieństwie do wyborców Andrzeja Dudy, głosowała głównie inteligencja, ludzie z wyższym wykształceniem pomaturalnym. Jak PO, mając takie zaplecze intelektualne, inteligencko-profesorskie czy jakieś tam jeszcze, zaproponuje jakikolwiek program? Żaden. Ci eksperci nie byli w stanie wygenerować programu, żadnego pomysłu na Polskę. Taką mamy inteligencję. Inteligencję trzeba dopiero wyłowić z tej całej grupy, ale to rządzący mają instrumenty do tego. Nie będę podpowiadał, jak to robić. Co zrobić, aby było lepiej? Trzeba korzystać z wiedzy specjalistów, którzy mają pomysły, a nie mają parcia na szkło. Tak samo sytuacja wygląda w oświacie. Podam przykład: stworzyłem program ogólnopolski jako propozycję ewentualnych rozwiązań w kryzysie, który może nastąpić, jeśli dzieci znów nie pójdą do szkoły od września. I nie mam komu tego przedstawić!
Ministerstwo?
Niech Pani nie żartuje! Ministerstwo nastawia się na to, że jeśli znowu będzie pandemia, to co trzy kolejne dni będą wydawać kolejne zarządzenia. To są jednak tylko wszystko doraźne rozwiązania, które nie załatwiają sprawy.
Pański projekt docenia małopolska kurator Barbara Nowak. Może wcielić go w czyn?
To jest właściwa osoba na właściwym miejscu. Proszę zobaczyć, jak ją prześladują.
Prześladują ją za krytyczne słowa wobec ideologii LGBT, podobnie jak Pana. Jest jednak w Polsce wiele sprzeciwu wobec ataków na rodzinę, a dużą rolę odgrywa tutaj Centrum Życia i Rodziny, organizator słynnych Marszów dla Życia i Rodziny. To piękna wizytówka rodzinnej miłości.
Serce rośnie patrząc na te Marsze, w nich jest siła wiary i narodu. Powinny odbywać się częściej, z taką samą częstotliwością, z jaką odbywają się parady LGBT. Organizatorzy tych drugich mają więcej czasu, to są chyba niebieskie ptaki. Ci, którzy są zajęci wychowaniem dzieci, mają go zdecydowanie mniej. Rola Marszów dla Życia i Rodziny jest ogromna. Pstrokatość marszów gejowskich jest oczywista i widoczna. Ci po drugiej stronie natomiast siedzą w domach i mówią: „ja się na to nie zgadzam”. Trzeba wyjść na barykady i się nie bać, trzeba mieć sumienie. Nie wystarczy nie czynić zła. To za mało, żeby nie było grzechu! Trzeba czynić dobro. Centrum Życia i Rodziny oraz organizowane przez nie Marsze są właśnie takim widocznym znakiem dobra. Jestem im ponadto wdzięczny za wsparcie, które otrzymałem w ostatnich miesiącach.
Jakie jest zatem zagrożenie ze strony LGBT dla rodzin?
Dla istniejących: żadne. Rodziny się temu nie poddadzą, co widać chociażby po sile Marszów dla Życia. Natomiast dla przyszłych rodzin, które jeszcze nie istnieją, zagrożenie istnieje. Zagrożeni są młodzi ludzie. W szkole na razie wiele się nie dzieje, ale nastąpiło uelastycznienie kręgosłupa. Z tego powodu środowiska gejowskie i sodomickie mogą robić co chcą i na to nie możemy się zgadzać. Dla dziecka, które chce mieć swoją rodzinę, to jest bardzo niebezpieczne. Jak już mówiłem, aby zmienić szkołę, trzeba by ją „wyzerować”. Wersją optymalną byłoby zwolnienie całej kadry i przyjmowanie nowych ludzi, ale kto o tym by decydował? Czy nie byłoby różnic światopoglądowych wśród tych, którzy tworzyliby nową szkołę? Tę sprawę załatwia tylko jedna rzecz: szkoła na powrót musi stać się pobożna i bogobojna. Przy takim rozmyciu, wygodnictwie, chęci wykorzystania, użycia, przygodnego seksu z przypadkowymi ludźmi, mężczyznami, kobietami, dziećmi, przy narkotykach, przy europejskości, przekonaniu, że jesteśmy tutaj najważniejsi i w ogóle, przy takim zepsuciu nie ma powodu, aby szkoła była normalna, jeśli wszystko wokół jest nienormalne!
Pobożność w naszych czasach jako ratunek jest sprawą realną?
Ludzie dziś pragną wszystkiego, czyli niczego. Sami nie wiedzą, czego chcą. Od 2013 roku radykalnie spada liczba młodzieży uczestniczącej w cotygodniowych Mszach świętych. Utrzymuje się za to mniej więcej wśród młodych ludzi liczba osób, które są bardzo religijne. Wśród nich są oazowicze i członkowie Odnowy w Duchu Świętym, wśród nich są także ci, którzy ruszają na Marsze dla Życia. W pozostałej części mamy fluktuację. Zwiększa się liczba osób obojętnych wyznaniowo, wierzących w jakiegoś Boga, ale sami nie wiedzą, w jakiego. Radykalnie rośnie grupa niewierzącej młodzieży. Wtedy dzieje się tak, jak w „Braciach Karamazow”: „nie ma Boga, czyli wszystko jest dozwolone”. Z tym mamy do czynienia. Ostatnio zastanawiałem się, dlaczego wśród moich kolegów, którzy byli przyzwoici i normalni, nagle zaczęło się coś dziać. Zaczęli narzekać na Kościół. Okazało się, że oni wszyscy się rozwiedli. Ponieważ Kościół tego nie akceptuje, oni wszyscy nie akceptują Kościoła.
Rozmawiała Anna Mączka
Najnowsza książka prof. Aleksandra Nalaskowskiego pt. „Wielkie Zatrzymanie” została wydana przez Wydawnictwo Biały Kruk. Więcej szczegółów na stronie www.bialykruk.pl.
***
Poniżej przypominamy również słowa prof. Aleksandra Nalaskowskiego skierowane do wszystkich osób, które podpisały się pod apelem w jego obronie. Akcja „Murem za Profesorem” jest wciąż prowadzona za pośrednictwem strony www.muremzaprofesorem.pl.