Naród, który zabija własne dzieci nie ma przyszłości

Tomasz Terlikowski
knowledge

Ustawę aborcyjną w Polsce trzeba zmienić, tak by każde życie ludzkie było chronione. I nie jest to kaprys katolików, ale być albo nie być państwa prawa i wszystkich obywateli.

Są kwestie, w których nie może być kompromisu. I to nie tylko moralnego, ale także politycznego. Jedną z nich jest sprawa ludzkiego życia. Ono musi być chronione od poczęcia do naturalnej śmierci, i to niezależnie od tego, czy jest to życie osoby zdrowej czy chorej, upośledzonej czy takiej, która ma szansę stać się geniuszem, z dobrym czy złym pochodzeniem. A powodem wcale nie są, co próbują nam od dawna wmawiać światopoglądowi liberałowie, lewica i niestety pewna część otwartych katolików, nakazy i zakazy religijne, ale absolutnie fundamentalne kwestie etyczne i równość wobec prawa każdego człowieka. Ujmując zaś rzecz z punktu widzenia najbardziej popularnego systemu etycznego, jakim jest obecnie utylitaryzm, chodzi o to, by każdy z nas – niezależnie od stanu zdrowia i sytuacji osobistej – mógł się czuć w państwie bezpiecznie. Niestety, w oparciu o rozmaite polityczne mity od wielu już lat nie udaje się zmienić obowiązującej w Polsce ustawy aborcyjnej pozwalającej na zabijanie dzieci, które mogą być upośledzone, chore (najczęściej chodzi o Zespół Downa), poczęte w wyniku przestępstwa (np. ich rodzice mają poniżej piętnastego roku życia) albo mogące zaszkodzić zdrowiu (np. pogorszyć wzrok,  jak to miało być w przypadku Alicji Tysiąc) lub życiu matki.

Ta ustawa nie jest kompromisowa, a lewicowa

Najbardziej irytującymi kłamstwami, w które uwierzyła większość, także katolickich komentatorów, są tezy, jakoby obowiązujące w Polsce prawo było efektem kompromisu z roku 1993, który został zaakceptowany przez Kościół. Jest to fałsz. Po pierwsze obecne prawo jest skutkiem działań SLD z roku 1996, które zostały zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny w roku 1997, a po drugie kompromis z roku 1993 nie został zaakceptowany przez Kościół. Hierarchowie uznali go za krok w dobrym kierunku, a papież podkreślił, że wolno było głosować za niedoskonałą ustawą, ale jednocześnie przypomniał, że katolik jest zobowiązany do działania aż do momentu, gdy aborcja będzie całkowicie nielegalna, i nie może zadowolić się półśrodkami.

Oba składniki fundującego rzekomy kompromis aborcyjny kłamstwa trzeba rozważyć jednak nieco szerzej, tak by odpowiednio pokazać, jak groźne są kłamstwa, o których mówimy. Otóż, jeśli chodzi o stan prawny, warto przypomnieć, że ustawa z roku 1993 całkowicie zakazywała aborcji i uznawała, że w trzech przypadkach (gwałtu i kazirodztwa, zagrożenia dla życia lub zdrowia matki albo ciężkiego uszkodzenia dziecka) jeśli zostanie przeprowadzona aborcja, należy odstąpić od jej karania. Ten stan utrzymał się do roku 1996, gdy postkomunistyczna lewica zmieniła całkowicie ustawę i dopuściła aborcję w trzech wymienionych przypadkach oraz przypadku aborcji z przyczyn społecznych – aborcja ma być legalna i dostępna na życzenie, a do tego refundowana z budżetu. Między bajki można więc włożyć tezę, że wszystkie strony sporu szanują kompromis. Tak nie było. Lewica nie tylko negowała, ale i prawnie odrzuciła kompromis, a „Gazeta Wyborcza” dzielnie jej w tym sekundowała. Rok później Trybunał Konstytucyjny uznał, że aborcja z przyczyn społecznych jest sprzeczna z polską konstytucją i nakazał usunięcie tego zapisu z SLD-owskiej ustawy. Ona sama jednak, poza tym jednym zapisem, pozostała niezmienna. I obecnie mamy do czynienia z lewicowymi, a nie kompromisowymi zapisami, nieco tylko ograniczonymi przez Trybunał Konstytucyjny. Ten ostatni nie mógł wówczas przywrócić całej ustawy z roku 1993, bo tylko niektóre zapisy  nowej zostały zaskarżone. I to nimi zajmowali się sędziowie pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla.

I już to pokazuje, że biskupi nie mogli zaakceptować obowiązującej obecnie ustawy. Lewicową reformę niezmiernie mocno potępili. Jest jednak również fałszem twierdzenie, że św. Jan Paweł II czy biskupi uznali, że kompromis z roku 1993 jest obowiązujący. Wystarczy przeczytać encyklikę „Evangelium vitae”, która powstała już po tym rzekomym kompromisie, by się o tym przekonać. „Tak więc ustawy, które dopuszczają bezpośrednie zabójstwo niewinnych istot ludzkich, poprzez przerywanie ciąży i eutanazję, pozostają w całkowitej i nieusuwalnej sprzeczności z nienaruszalnym prawem do życia, właściwym wszystkim ludziom, i tym samym zaprzeczają równości wszystkich wobec prawa. (…) Przerywanie ciąży i eutanazja są zatem zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia” – podkreślał Ojciec Święty. Słowa te wystarczą za całe uzasadnienie odrzucenia tezy o akceptacji kompromisu.

Biologiczne, a nie teologiczne źródła obrony życia

Do uzasadnienia obrony życia wcale nie jest konieczna argumentacja religijna. Wystarczy filozofia i minimalna znajomość biologii.  Koncept osoby jest bowiem koncepcją filozoficzną, a nie biologiczną. Biolog może, co najwyżej sprawdzić do jakiego gatunku należy dana jednostka. I tu nie ma wątpliwości, że zarodek ludzki od pierwszych chwil istnienia należy do gatunku ludzkiego, jest człowiekiem. To, czy jest osobą, zależy oczywiście od rozumienia osoby. Mogą być one różne, jednak niezależnie od tego, jak osobę rozumieć jedno nie ulega wątpliwości, człowieczeństwo jest związane z byciem osobą. I nawet jeśli człowiek osobą się staje  (jak twierdzą liczni utylitaryści) to poza momentem poczęcia trudno wskazać niearbitralny moment kreacji osoby w procesie rozwojowym istoty ludzkiej. W takiej sytuacji zaś bezpieczniej jest uznać, że każdy człowiek jest osobą, niż zlikwidować istniejącą osobę ludzką. Jest to tym istotniejsze, że jak wskazują liczni badacze (wcale nie tylko katoliccy) odebranie części z istot praw wynikających z bycia osobą ma tendencje do rozszerzania się, zgodnie z zasada równi pochyłej. Zaczyna się od odebrania praw osobowych i ludzkich zarodkom, potem obejmuje się nimi ludzi na embrionalnym etapie rozwoju, a później także tych narodzonych (bo przecież nie są jeszcze, albo już, świadomi). I choć można się spierać, czy argument z równi pochyłej jest mocny intelektualnie, to nie ma wątpliwości, że jego prawdziwość jest weryfikowana w Belgii czy Holandii, gdzie aborcja pourodzeniowa (czyli dzieciobójstwo) jest już nie tylko usprawiedliwiane moralnie, ale też wykonywane.

Argumentacja, którą przedstawiłem powyżej nie zawiera w sobie elementów teologicznych. Jest to zwyczajne rozumowanie filozoficzne oparte na pewnych założeniach (bo nie ma myślenia bezzałożeniowego), ale maksymalnie ostrożnym w przyjmowaniu założeń ontologicznych. Nigdzie bowiem nie jest rozstrzygnięte, czy zarodek od samego początku swojego istnienia jest czy nie jest osobą. Mnie bliższe jest twierdzenie, że jest bowiem zgadzam się z klasyczną arystotelesowsko-tomistyczną koncepcją duszy, która jest źródłem dynamizmu. A skoro wiemy, że zarodek od pierwszych minut swojego istnienia dynamicznie i celowo się rozwija, to możemy przyjąć, że jest od samego początku poruszany przez nieśmiertelną duszę. Możemy jednak uznać, i tak myślał choćby cytowany przez wszystkich niemal aborcjonistow, św. Tomasz z Akwinu, że do animacji dochodzi później. Tyle, że to nie powinno oznaczać zgody na to, by dokonywać aborcji czy likwidacji zarodków. A powodem jest wcale nie metafizyka, ale zwyczajna ostrożność moralna. Jeśli nie mamy pewności czy zarodek jest ożywiony, czy ma duszę albo ujmując rzecz zupełnie świecko jest osobą ludzką, której przysługują prawa (a nie mamy takiej pewności, bo nawet wśród świeckich filozofów wciąż toczy się dyskusja na temat statusu moralnego i ontycznego zarodków i embrionów ludzkich), to bezpieczniej jest przyjąć, że jest on człowiekiem. Tak, by nie zlikwidować człowieka, nie pozbawić go prawa do istnienia. Szacunek dla życia jest fundamentem każdego klasycznego myślenia moralnego, niezależnie od tego, czy jest ono zakorzenione w chrześcijaństwie czy też nie. Systemy prawne zachodniej Europy zakorzenione były zaś w zasadzie rzymskiego prawa in dubio pro vitaJeśli więc mamy wątpliwości co do człowieczeństwa (bo przypomnijmy kwestia bycia osobą jest zawsze filozoficznie uwarunkowana i rozstrzygana) i praw ludzkich danej jednostki, to powinniśmy je rozstrzygnąć na rzecz tejże jednostki. Przyjęcie innych rozstrzygnięć oznacza, i trzeba to powiedzieć zupełnie wprost, sprzeczne z odkryciami biologii uznanie, że ludzki zarodek nie należy do gatunku ludzkiego i nie jest człowiekiem. Filozofowi wolno to zrobić, ale niech ma wówczas odwagę przyznać, że robi to wbrew faktom, a jedynie po to, by uzasadnić moralnie zabijanie lub zgodę na śmierć setek tysięcy istnień ludzkich.

Nie ma usprawiedliwienia dla wyjątków

To proste uzasadnienia odnosi się do wszystkich tzw. „wyjątków aborcyjnych”. Nie ma i nie może być usprawiedliwienia dla zabijania osób niepełnosprawnych. Szacunek dla takiego życia jest miarą człowieczeństwa, a próba dowodzenia, że rodzice mają prawo decydować o tym, czy takie dziecko żyje w istocie oznacza przyznanie prawa silniejszym do decydowania o życiu słabszych. W konsekwencji nie tylko matka może zabić swoje dziecko, ale także dziecko swoją starszą matkę czy lekarz pacjenta, który już nie rokuje. I nie ma się, co oszukiwać, że to niemożliwe. Już teraz ogromna część eutanazji wykonywanych w Belgii czy Holandii dokonywanych jest bez świadomej zgody pacjentów. A jest to skutek uznania, że silniejsi i zdrowi mają prawo likwidować słabszych i niepełnosprawnych, które leży u podstaw aborcji eugenicznej.

Nie ma również najsłabszych choćby powodów do usprawiedliwienia aborcji w przypadku gwałtu. Argumentów zaś trzeba szukać nie tylko w obronie życia, ale także w obronie dobra kobiety. Aborcja jest gwałtem na umyśle, ciele i duszy kobiety, która się na nią decyduje, dokładnie tak samo jak jest nią gwałt seksualny. W obu przypadkach mamy do czynienia z traumą, cierpieniem i bólem. Jedno nie może więc być lekarstwem na drugie. Nie leczy się bowiem cierpienia po utracie nogi, poprzez odcięcie ręki, i nie da się wyleczyć traumy gwałtu traumą zabicia dziecka i okaleczenia już na zawsze kobiecej psychiki. Zwyczajnym aktem głębokiej niesprawiedliwości jest także to, że sprawca gwałtu otrzyma (w najlepszym razie) kilka lat więzienia, jego ofiarę skaże się zaś na wieczne cierpienia związane z zespołem poaborcyjnym, a dziecko zostanie skazane na śmierć. Takie są skutki ludobójczej praktyki aborcjonistów, którym trzeba się wciąż na nowo przeciwstawiać. I dlatego dobrze się stało, że konserwatywni politycy przebudzili się i zaczęli mówić o rzeczach oczywistych. Zmiana opinii publicznej, uświadomienie jej, że aborcja nie jest lekarstwem na gwałt dokonać się może tylko dzięki mówieniu prawdy, a nie kultywowaniu kompromisu opartego na śmierci najsłabszych.

Wszystko to razem uświadamia, że aby rzeczywiście mówić o państwie prawa konieczny jest całkowity zakaz aborcji.

 

Z ludzi ufnej wiary
Czytaj
Nie wiedziałam, że tata jest naukowcem. Jérôme Lejeune – przyszły francuski święty
Czytaj
Jak Prymas bronił Kościoła
Czytaj
Zobacz więcej

Wykonanie: CzarnyKod