Próby zrównania związków osób tej samej płci z tradycyjnie pojmowanym małżeństwem, traktowanie aborcji w kategoriach świadomego rodzicielstwa, a eutanazji jako prawa podstawowego – oto oblicza świata „postępu”. W tak kreowanym środowisku nie ma miejsca na tradycyjną rodzinę. Co więcej, jest ona główną przeszkodą na drodze ku „nowemu porządkowi”.
Praca nad zmianą ludzkiej świadomości, kultury, poglądów, praca nad przewartościowaniem świata, bazującego na chrześcijańskich korzeniach, trwa od lat. Pierwsze niepokojące sygnały, zwiastujące rewolucję gender, widoczne są już pod koniec XIX wieku. Jednak ważną rolę w „wyciąganiu” człowieka z jego biologicznej seksualności i zastępowaniu jej sferą wyłącznie kulturową niewątpliwie miała zdeklarowana homoseksualistka, feministka i ateistka Simone de Beauvoir. Jej książka Druga płeć, z 1949 roku, właściwie otworzyła drogę do legalizacji aborcji we Francji. Ideologów tego nurtu łączyła wspólna cecha – śmiałe podejście do „prawdy naukowej” z dziedziny homoseksualizmu. „Naukowymi” – wbrew faktom i bez skrępowania – nazywał swoje badania chociażby Alfred Kinsey, autor książek Zachowanie seksualne mężczyzny (1948) i Zachowanie seksualne kobiety (1953), czy, uznawany za prekursora gender, John Money. To zresztą on przyczynił się do pojęciowego rozdzielenia płci biologicznej i kulturowej oraz nadaniu gender ideologicznego prymatu.
Money dla swych celów wykorzystał dzieci swoich przyjaciół. Podczas obrzezania bliźniaków – Braina i Briusa Reimerów – jednego z chłopców okaleczono. „Naukowiec” wmówił rodzicom, że brak męskich narządów płciowych to nie problem i namówił ich do operacji i wychowywania chłopca jak dziewczynki. Bruce stał się Brendą. Money nadzorował rozwój bliźniaków, a jego raporty zachwycały i potwierdzały śmiałe genderowskie tezy. Sęk w tym, że było to kłamstwo. „Naukowiec” krzywdził chłopców – dzieci musiały rozbierać się do naga, porównywać swoje narządy płciowe, oglądały nagie zdjęcia kobiet i mężczyzn i były nakłaniane do powielania przedstawionych zachowań. Stylizowany na dziewczynę bliźniak całkowicie odrzucał nową tożsamość. Kiedy w wieku 13 lat Bruce zagroził, że odbierze sobie życie, „terapia” została zakończona. Z czasem Brain wpadł w schizofrenię, a Bruce zapragnął odzyskać męskość. Obrał imię Dawid, przeszedł kilka operacji, nawet założył rodzinę, ale do końca życia zmagał się z depresją. Zanim odebrał sobie życie (2004), ujawnił prawdę o „doświadczeniu”, w jakim przyszło mu wziąć udział. Jego brat załamał się dwa lata wcześniej. Popełnił samobójstwo. Oto skutki gender!
Dyktat konwencji
Zmiany kulturowe są wspomagane przez sferę legislacyjną. Tu rewolucja kulturowa postępuje ostrożnie, w sposób nieco zamaskowany. Tak np. w 1994 roku Parlament Europejski ogłosił rezolucję o rodzinie, śmiało występując w sprawie legalizacji homozwiązków i upominając się o adopcję przezeń dzieci. Nie bez kozery w unijnych dokumentach pojawiły się także różnorakie zapisy o „prawach reprodukcyjnych”, czyli prawach do swobodnej aborcji. Rozwiązania te w zamierzeniu mają bowiem finalnie stworzyć nowy katalog praw podstawnych, którego przyjęcie i stosowanie będzie wymuszane na państwach członkowskich.
W 1997 roku przyjęto traktat amsterdamski, w którym wprowadzono zapis o tym, iż to gender będzie odtąd strategią polityczną, obowiązującą państwa członkowskie. W 2012 roku PE zdefiniował na nowo rodzinę, zrównując tradycyjne małżeństwo z innymi związkami, także osób tej samej płci. Na tym nie koniec, bo państwa unijne – w myśl tych zasad – winny chronić prawa wszystkich tych „małżeństw”. System europejski działa bardzo chytrze, stara się kwestie „równościowe” wprowadzać w różnorodnych przepisach, często nieodwołujących się bezpośrednio do rodziny i małżeństwa. Może być to dokument ekologiczny, ekonomiczny, a jeszcze innym razem – edukacyjny. To nieistotne, bo liczy się zapis, który przeniknie do systemu prawnego i będzie „drążył skałę”. W 2014 roku PE przyjął rezolucję w sprawie dyskryminacji środowisk LGBTI, wzywając państwa członkowskie do ukłonu w kierunku środowisk homoseksualnych. Obecnie polski rząd już zapowiedział, że przyjmie i wdroży w całości konwencję antyprzemocową, która tradycyjne środowisko rodzinne traktuje jak źródło krzywd i przemocy.
Z kolei Organizacja Narodów Zjednoczonych kładzie nacisk na walkę z dyskryminacją kobiet – na wszelkich możliwych frontach. Od 1990 roku w dokumentach wydawanych przez tę organizację przemycana jest także ideologia gender. Mówi się w nich o równości w kontekście społecznym, politycznym, gospodarczym – przy równoczesnym rugowaniu z zapisów tradycyjnie pojmowanego „małżeństwa”. Znaczącym krokiem było wydanie w 1994 roku przez Międzynarodową Federację Planowanego Rodzicielstwa (IPPF – organizację finansowaną przez ONZ) Karty Praw Seksualnych i Reprodukcyjnych. Dokument na nowo zinterpretował aż dwanaście praw z Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, funkcjonującej od 1948 roku. Oczywiście korekty dotyczyły rodziny i małżeństwa. Ponownie pojawiła się tu ideologia gender i postulat równości płci. W 2010 roku IPPF już bez żadnego wstydu rozpowszechniała wśród młodzieży instrukcje propagujące rozwiązłość. Zresztą przy wsparciu Funduszu Ludnościowego ONZ, UNESCO, UNICEF oraz WHO. To obrazuje, jak szeroki jest front walki z rodziną.
W Polsce na straży tradycyjnej rodziny i małżeństwa wciąż stoi Konstytucja RP. Niemniej jednak Andrzej Duda, prezydent RP, rozpoczął dyskusję na temat jej zmiany. To bardzo ryzykowna ścieżka, bo choć obrońcy życia i rodziny wyobrażają sobie, że będzie to okazja do wzmocnienia ochrony małżeństwa i wprowadzenia zapisu o pełnej ochronie życia do Ustawy Zasadniczej, to przecież środowiska liberalno-lewicowe nie będą czekać bezczynnie. Złe doświadczenia z projektem „Stop Aborcji” pokazują, że postawa polityków wcale nie jest tu oczywista.
O tym, że zmiany prawne nie znają żadnych granic, świadczy np. fakt, że w Kanadzie rząd premiera Justina Trudeau już zaproponował projekt ustawy, przewidujący kary pozbawienia wolności i przymusową reedukację dla przeciwników „teorii gender”. Wystarczy użycie pewnych zakazanych zaimków, sprzeciw wobec używania toalet dla dziewczynek przez chłopców, którzy upierają się, że są dziewczynkami… A rejestr „przestępstw” jest otwarty, gotów przyjąć nowe postulaty zwolenników gender.
Ekonomia w służbie „postępu”
Rewolucyjne zmiany miały także wsparcie ekonomiczne. To wmówienie matkom, że wyznacznikiem równości kobiet i mężczyzn, postępu, jest praca zawodowa. A dzieci? Tylko hamują ich rozwój. Dobrze widać to na przykładzie Polski, która od czasów powojennych odnotowywała sukcesywny wzrost udziału kobiet w rynku pracy. W ten sposób tradycyjny model rodziny, w której ojciec odpowiadał za utrzymanie, zaś matka roztaczała pieczę nad ogniskiem domowym, zaczął być coraz mocniej rozbijany. Aktywność zawodowa kobiet zwiększała się stopniowo – od zanotowanych w 1950 roku ok. 31 proc. kobiet zatrudnionych, przez 40 proc. odnotowane na początku lat 70., aż po ok. 49 proc. osiągnięte w 2014 roku (Kobiety i mężczyźni na rynku pracy, Warszawa 2016).
Kariera jest i dziś powodem, dla którego matki chcą wracać do pracy, pozostawiając zwykle swe pociechy „systemowym rozwiązaniom” wychowawczym. Według danych GUS z 2014 roku, aż 77,7 proc. bezdzietnych kobiet było aktywnych zawodowo. Ponadto pracowało 74,1 proc. kobiet z jednym dzieckiem, 69,6 proc. z dwójką pociech i 54 proc. z trójką lub większą ilością dzieci (dane GUS za stat.gov.pl). Dość łatwo tu o wniosek, że większe rodziny jakby łatwiej odgadują, co jest ich prawdziwym skarbem. Większość rodziców wciąż jednak tkwi w ideologicznej pułapce „postępowców”. Tak oto denominacja rodzin trwa, a depopulacja postępuje. Współczynnik dzietności w Polsce oscyluje wokół 1,3. By zapewnić tylko zastępowalność pokoleń, powinien wynosić 2,1.
Upadek rodziny (nie)przesądzony
Z całą pewnością „postępowcy” mogą być dumni z już dokonanego dzieła zniszczenia rodziny. Związki partnerskie, homoseksualne to jednak tylko przygrywka. Może być jeszcze gorzej! Już teraz media obiegają informacje o „potrójnym małżeństwie” (dwóch biseksualnych kobiet i mężczyzny), zawartym „przed samym sobą”, które przedstawiane jest jako przykład „relacji przyszłości”! W związku tym wychowywane są dzieci różnych partnerów. Wkrótce zapewne usłyszymy o innych tego typu „światłych” konstelacjach z udziałem homo, bi, czy transseksualistów. Sprzeciw i wołanie o normalność – co pokazują zakusy Kanady – będą karane z największą surowością.
Uderzenie w rodzinę jest bardzo bolesne. Szczególnie, że jest wymierzone niezwykle celnie. Atakowane są podstawy, na których od lat rozwijała się cywilizacja jaką znamy – życie i rodzina. Walka zaś toczy się o zmianę ludzkiego serca i kultury. Celem jest całkowite „wykasowanie” Boga ze świadomości współczesnego człowieka. Tak właśnie zabicie własnego dziecka, eutanazja stają się „prawem podstawowym”, a homoseksualne związki ukazywane są jako równe tradycyjnemu małżeństwu.
Na problem nie sposób nie spojrzeć przez pryzmat chrześcijaństwa, na którym przecież zbudowana została kultura Europy. Otóż trzydzieści lat temu kard. Carlo Caffara otrzymał od Jana Pawła II polecenie utworzenia Papieskiego Instytutu dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną. Hierarcha skontaktował się wówczas z siostrą Łucją, by poprosić ją o modlitwę. Wizjonerka z Fatimy odpowiedziała bardzo szybko. To, co wtedy napisała, musiało wzbudzić niepokój. Siostra zapowiedziała bowiem, że „decydująca konfrontacja między Królestwem Bożym i szatanem będzie dotyczyć małżeństwa i rodziny”. Zaś ci, którzy będą pracować na rzecz małżeństwa i rodziny, przejdą przez próby i ucisk. „Jestem przekonany, że to, co powiedziała siostra Łucja, wypełnia się w naszych czasach” – mówił niedawno kard. Caffarra w Bolonii, podczas Forum Życia – wydarzenia poprzedzającego tegoroczny Marsz dla Życia w Rzymie.
Aborcja, eutanazja, in vitro, gender… Doskonale dziś widać, że piewcy „postępu” nabierają rozpędu. Celem jest wykreowanie „antystworzenia”. To człowiek i jego zachcianki mają być tymi najważniejszymi. Rodzina? Nie będzie potrzebna. Małżonków w ich zadaniu przekazywania życia zastąpi przecież przemysł in vitro, który otwiera i przed jednopłciowymi partnerami nowe horyzonty…
Tym bardziej trzeba zdecydowanie stawać w obronie rodziny, pokazywać jej piękno. Doskonałym do tego narzędziem są choćby Marsze dla Życia i Rodziny, które na ulicach polskich miast gromadzą setki, tysiące osób pragnących wyrazić swoje przywiązanie do tradycyjnych wartości. Podjęcie oporu na swoich małych bitewnych polach – we własnych środowiskach, przekazując swoim bliskim tradycyjne wzorce – musi być odpowiedzią na próby niszczenia małżeństwa i rodziny. Warto wsłuchać się tu w słowa świętego Jana Pawła II, który celnie pisał, że to właśnie rodzina jest „sercem i centrum cywilizacji miłości”. Jest to zatem klucz do sukcesu. Ale wiedzą o tym także ideologowie wrodzy tejże cywilizacji.