Gdy w niemal całej nowożytnej Europie tryumfował absolutyzm, w Polsce obowiązywał system polityczny oparty o średniowieczne przywileje, który sprowadzał się do udziału narodu politycznego w rządach. Konsekwencją takiej wyjątkowej sytuacji była swoista samotność Rzeczypospolitej, całkowita odmienność na tle wielu państw Starego Kontynentu.
„Człowiek, który potrafi mówić po łacinie, może odbyć podróż z jednego końca Polski na drugi z taką łatwością, jak gdyby urodził się w tym kraju. Mój Boże! Cóż by uczynił dżentelmen, któremu by przyszło podróżować po Anglii, a który nie znałby żadnego języka prócz łaciny (…). Nie mogę się nie użalić nad kondycją takowego podróżnika” – pisał na początku XVIII wieku angielski pisarz Daniel Defoe. Powszechna znajomość łaciny nie była jednak jedynym czynnikiem odróżniającym mieszkańców Rzeczypospolitej od Wyspiarzy i pozostałych Europejczyków.
Absolutna oryginalność zamiast absolutnej władzy
Panujący w naszym Imperium – bo tak należy bez wątpienia określić Rzeczpospolitą – ustrój polityczny i społeczny był całkowicie odmienny od systemów reszty Europy. Na tle ówczesnej Francji, Rosji, Szwecji, Turcji, czy kilku innych krajów, nasza ojczyzna jawiła się jako ewenement, bastion wolności, przed którą „ustrzec” swoich poddanych chcieli ościenni władcy, obawiający się utraty wpływów wskutek rozprzestrzenienia się polskich „błędów”.
Wśród wymienionych państw zabrakło Anglii, gdyż wyspiarskie mocarstwo, tak jak Rzeczpospolita, różniło się ustrojem od zachodnich organizmów. Znamienne są jednak cytowane słowa Daniela Defoe. Anglik zauważa, że wśród jego rodaków znajomość łaciny jest znacznie gorsza niż wśród Polaków. Można wskazać kilka powodów takiego stanu rzeczy, z aspektem religijnym na czele – osiemnastowieczna Anglia już dawno porzuciła katolicyzm, integralnie związany z łaciną. Owo zapomnienie średniowiecznego lingua franca wskazuje jednak także na odwrót od tego, co dawne, czyli w czasach nowożytnych – od średniowiecza. Podobnie rzecz miała się z angielskim ustrojem politycznym. Mimo że naród polityczny walczył tam o swobody („zapominając” przy tym o prześladowanych katolikach) oraz przejęcie części władzy królewskiej, to cel – zatrzymanie i cofnięcie postępującego absolutyzmu – osiągał krwawą drogą rewolucyjną. W Polsce taka „wolnościowa” rewolta nie mogła mieć miejsca, gdyż panujący w Rzeczypospolitej praktycznie nie dzierżył nieograniczonej władzy politycznej. Ustrój Polski, przeniesiony później w pewnym stopniu na cały organizm Rzeczypospolitej Obojga Narodów, był ciągłością. Nie przerwała i nie wywróciła go żadna rewolta, nie zachwiało nim wygaśnięcie dynastii, a naród polityczny budował swoją pozycję w oparciu o średniowieczne przywileje jeszcze z XIV wieku. Być może taka jest więc geneza przywiązania polskiej szlachty do „starego języka” – skoro jej siła opierała się między innymi na dokumentach ze „starych czasów”, to i ów „stary język” – inaczej niż na Wyspach – stawał się bliższy.
Porównując Polskę i Anglię widać więc wyraźnie, jak bardzo Rzeczypospolita różniła się od innych państw, nawet z systemem politycznym zwykle, poprzez skróty myślowe, uznawanym za wolnościowy. Nasz ustrój był przejawem ciągłości i (mniej lub bardziej udanej) adaptacji tradycyjnego modelu do nowych czasów, zaś nad Tamizą doszło do krwawej rewolucji, w której głowę na szafocie stracił Karol I Stuart. U nas nigdy do królobójstwa nie doszło.
My, naród
Mimo głębokich różnic między systemem politycznym Rzeczypospolitej a reżimami Anglii, Francji czy Rosji, fałszywym byłoby twierdzenie, że poddani w państwach absolutnych nie mieli żadnych praw. Zależnie od specyfiki kraju oraz warstwy społecznej, ludzie również tam cieszyli się prawami (czasami wręcz nienaruszalnymi), a nawet przywilejami. Poważne rozróżnienie między Polską a innymi państwami dotyczyło przede wszystkim możliwości wpływu na życie polityczne.
Polska była jednak ewenementem także za sprawą liczebności społeczeństwa szlacheckiego. O ile owego narodu politycznego w europejskich monarchiach (wyłączywszy Hiszpanię i Węgry, mające w tej kwestii sytuację porównywalną do naszej) było zwykle około 2 proc., to w Rzeczypospolitej liczba uprawnionych do udziału w rządzeniu państwem sięgać mogła nawet 10 proc. W różnych częściach kraju sytuacja wyglądała odmiennie.
Wolność, która przyciągała
Polityczne elity w państwach z nami sąsiadujących miały świadomość wyjątkowej sytuacji panującej w Polsce. Stąd też w momentach świetności Rzeczypospolitej kierowały swoją uwagę w naszą stronę. O ile relacji Polski z Litwą nie sposób nazwać zawsze wzorowymi, gdyż elity Wielkiego Księstwa – mówiąc w dużym skrócie – chciały czerpać korzyści płynące ze współpracy bez konieczności ponoszenia kosztów, to modelowym przykładem zwrotu ku Koronie w nadziei zabezpieczenia swoich interesów są Prusy. To bowiem sami mieszkańcy Państwa Zakonu Krzyżackiego zwrócili się do polskiego władcy z prośbą o włączenie ich ojczyzny do Królestwa. Gdy Kazimierz Jagiellończyk przystał na propozycję, Związek Pruski w znacznej mierze sfinansował wojnę trzynastoletnią, w wyniku której Polska odzyskała dostęp do Bałtyku. Za poniesione przez polską szlachtę wydatki władca musiał „zapłacić” herbowym politycznymi i ekonomicznymi przywilejami, które mocno ograniczyły władzę króla i uderzyły w inną grupę – chłopstwo.
Wyjątkowy ustrój, wyjątkowe wady
Zdaniem wielu historyków dokument z roku 1454 nie tylko regulował ustrój późniejszej Rzeczypospolitej, ale i stanowił zaczyn wynikających z niego patologii. Szlachta już dekady wcześniej wyczuła, że w pewnych sytuacjach może otrzymać od monarchów naprawdę wiele. Tak stało się właśnie przed wojną z Zakonem Krzyżackim, na którą Kazimierz Jagiellończyk potrzebował znacznych funduszy. W zamian naród polityczny uzyskał przyrzeczenie, że żaden król bez zgody sejmików nie ustanowi nowych praw, nie zwoła pospolitego ruszenia oraz nie nałoży nowych podatków. Zaostrzono ponadto kary za ucieczki chłopów ze wsi. Szlachta do dotychczasowego zabezpieczenia swoich wolności i przywilejów ekonomicznych dołączyła realny wpływ na władzę.
Mimo istotnego udziału herbowych w życiu politycznym, ustrój Rzeczypospolitej był, poza wszelką wątpliwością, monarchiczny – nie byliśmy republiką na wzór Wenecji, mieliśmy króla. Nie była to jednak typowa wtedy w Europie monarchia absolutna, a monarchia mixta, ustrój mieszany, zawierający zarówno czynnik monarchiczny (król), arystokratyczny (senat), jak i demokratyczny (izba poselska).
Oznaczało to nie tylko przeniesienie części uprawnień politycznych z króla na szlachtę, ale również podzielenie się odpowiedzialnością za kraj.
Otrzymanie przywilejów przez tylko jedną grupę społeczną w oczywisty sposób upośledzało pozostałe. W konsekwencji powstała w Polsce specyficzna mieszanka ustrojowa, w której niezwykłą wolnością i uprawnieniami politycznymi cieszyła się formalnie wewnętrznie równa wobec prawa szlachta, ale inne, niemniej potrzebne do prawidłowego rozwoju państwa, grupy nie tylko były pozbawione wpływu na politykę, ale także upośledzono je w życiu ekonomicznym. Utrzymując (a nawet rozwijając) dla jednej grupy tradycje partycypacji we władzy, całkowicie zniszczyliśmy pozostałe. Zachwianie tej równowagi w końcu się na nas zemściło.
Nastawienie szlacheckich folwarków na produkcję i handel zbożem początkowo przynosiło ogromne zyski. Niestety, dekady „łatwego pieniądza” nie nauczyły herbowych inwestowania, potrzebnego w czasach zmiany koniunktury. Tych, którzy wykazywali się przedsiębiorczością, spotykały kpiny, jak pechowego Zabłockiego, którego do dzisiaj wspominamy w przysłowiu. Jedynym pomysłem na ratowanie dochodów było coraz silniejsze eksploatowanie chłopów. Pańszczyzna rosła, miasta nie mogły rozwijać się w systemie prawnym, pełnym szlacheckich przywilejów ekonomicznych, a panująca wśród herbowych moda na kupowanie wszystkiego za granicą, w połączeniu z wyniszczającymi wojnami wieku XVII i epidemiami wieku XVIII, spowodowała, że – jak tuż po I rozbiorze pisał o Polsce ceniony szkocki ekonomista Adam Smith – „jest to kraj, w którym, o ile mi wiadomo, nie produkuje się nic ponad środki niezbędne do przeżycia”.
Analizując nasze niewątpliwie wyjątkowe dziedzictwo ustrojowe, mając pełną świadomość jego blasków i cieni, nasuwa się refleksja natury etycznej. Ów system wymagał od narodu politycznego niezwykle wysokiego poziomu moralnego. Gdy owe virtus niemal zanikły, zanikło również i państwo.