Żeby wychować córkę na szczęśliwą kobietę najlepiej zapewnić jej dojrzałych, kochających się rodziców, którzy nie zaniedbują relacji między sobą, wszystko poświęcając dzieciom lub pracy. Rozwój obu relacji jest korzystny, wzajemnie dopełniający – mama przytuli, nakarmi, nauczy poruszania się w świecie uczuć, okazywania czułości, ukaże pierwowzór kobiecego wdzięku i delikatności.
Z niektórymi sprawami można się udać tylko do niej. Jej zadaniem jest stworzyć taką więź z dzieckiem, by czuło się bezpieczne, potrafiło się kontrolować, a zadaniem ojca jest tak przygotowywane dziecko wprowadzać w świat zewnętrzny. W wieku 4-12 lat córka jest wpatrzona w ojca, który ma szansę wtajemniczać ją w świat wartości, życiowe pasje, sport, muzykę, literaturę – wszystko to, czym sam żył i żyje nadal.
To tata zabiera córkę w interesujące miejsca, coś pokazuje, opowiada z iskrą w oku, wytłumaczy – to też daje jej poczucie bezpieczeństwa i więzi. Ojciec niejako przekazuje jej siłę, stanowczość, zaraża pasją, stawia wyzwania i nie obawia się wysyłać sygnałów, gdy coś jest nie tak, nad czymś trzeba popracować lub zmienić.
To on zazwyczaj uczy jazdy na rowerze i nie pozwala zbyt łatwo wygrywać w szachy – przygotowuje córkę w ten sposób do twardych i realnych warunków dorosłego życia. Jednym z najważniejszych przekazów, jakie powinien skierować do córki, są otwarte komunikaty, że jest piękną, ale i mądrą, dobrą osobą, by miała wysokie poczucie własnej wartości, które ochroni ją przed nieodpowiednimi mężczyznami. Taka córka jest świadoma swego piękna, ale nie jest dla niej ono jedynym wyznacznikiem wartości, której potwierdzenia w innym razie potrzebuje szukać u płci przeciwnej. Właśnie od ojca córka może nauczyć się radzenia sobie z porażkami, pewnej twardości, walki o wartości i prawdę – co jest możliwe również dzięki rozwijaniu się poprzez podejmowanie niektórych ryzyk w życiu. Mama powie „stój” nad małym uskokiem, tata powie „skacz” i porwie jej serce ku przygodzie. Mama chroni inaczej niż tata.
Oba zachowania są wskazane, o ile są dojrzałe, ale ostatecznie córka ma wyjść z domu rodzinnego przygotowana do samodzielnego życia w świecie. Rodzice nie wychowują jej dla siebie. Muszą o tym pamiętać i nie przestawać być hojnymi w miłości i akceptacji. Wymuszanie, narzucanie realizacji własnych planów i ambicji matki czy ojca zwykle jest bardzo toksyczne. Wzajemna relacja może ulec osłabieniu, a przyszłość córki skierowana na tory, które mogą ją unieszczęśliwić. Jej talenty, pasje i zainteresowania mogą nie wydawać się rodzicom odpowiednie i korzystne z ich punktu widzenia. Gdy dajemy córce wystarczającą przestrzeń, by np. wybrała zawód, który sprawi, że może robić w życiu to, co kocha, do czego ona czuje się stworzona ‒ pozwalamy jej rozwinąć skrzydła i wziąć odpowiedzialność za własne, a nie cudze decyzje. Nawet jeśli popełni błąd, może się na nim wiele nauczyć bez obciążania winą i żalem swoich bliskich. Błędów nie unikniemy ani my, ani nasze dzieci. Musimy je wkalkulować w naszą ludzką kondycję, jednocześnie będąc wierni wartościom, zdolnościom i predyspozycjom wpisanym w nasze serce. Nasza rola polega raczej na tym, by pomóc córce odkryć to, co w niej drzemie, co może być jej życiową misją. Mamy mądrze towarzyszyć, a nie autorytarnie zatwierdzać lub narzucać własne wizje. Duchowe towarzyszenie będzie objawiać się byciem z nią na dobre i na złe, dawaniem oparcia, zwłaszcza w trudnych chwilach, gdy przeżywa cierpienie, musi wyciągnąć wnioski, podjąć jakieś decyzje, przetrwać czy dojrzeć do czegoś. To proces gdzie nic nie dzieje się na zawołanie. Jeśli rodzice chcą wychować córkę na szczęśliwą kobietę, muszą bezwzględnie dbać o swój związek, troszczyć się o wzajemne relacje, które mogą mieć cudowną moc zwielokrotniania najprawdziwszej miłości, która daje życie, szczęście i niezastąpiony, wręcz bezcenny dobry przykład. To on jest najlepszym nauczycielem, wychowawcą i fundamentem. Dlatego szczęśliwa jest ta córka, która ma szczęśliwych rodziców, którzy dbają o swój związek także wtedy gdy po nocach płaczą im małe oseski, gdy praca próbuje ich pochłonąć i odzierać z resztek czasu i sił, gdy dzieci zaczynają zwracać się bardziej ku rówieśnikom, gdy wreszcie odchodzą z domu, zostawiając tzw. puste gniazdo.
Jeśli miłość w relacji małżonków rozwija się przez te wszystkie lata, nie poprzestając na zakochaniu, tzw. obowiązkach czy przyzwyczajeniu, nie zawiesza się na kryzysach, to odejście kochanej córeczki nie boli aż tak, zwłaszcza matki. Jej podstawową relacją, w której ma oparcie jest ta z mężem. Pielęgnowana na bieżąco miłość małżeńska nie pozwoli odczuwać wzmożonej pustki. Tacy rodzice żyją ze świadomością, że troszcząc się o wzajemną miłość, troszczą się w sposób doskonały o szczęście tej córeczki, która jest owocem, a nie jedynym celem tej miłości. Niejako wdrukowują przesłanie wiernej, szlachetnej, bezinteresownej miłości w jej pamięci, sercu i nieuświadomionych dążeniach jak oprogramowanie do komputera. To najlepszy fundament, jaki mogą położyć pod jej szczęście i to na całe życie.
Warto tworzyć w domu atmosferę stabilizacji i równowagi, wspierać w córce kształtowanie woli (pracę nad nawykami, charakterem), zamiłowanie do porządku, rozwój pasji, przyjaźni. Wykorzystujmy ten potencjał w relacji z nią.
Nie rozmawiajmy z nią głównie o bieżących sprawach i obowiązkach, lekcjach. Bądźmy jej powiernikami. Córka zwykle jest bardziej skłonna do rozmów i zwierzeń przed snem. Sami okażmy jej zaufanie, podając przykłady z własnych doświadczeń, ale przy zachowaniu roztropności – nie obciążając jej zbyt mocnym balastem własnych przeżyć. Warto jej czytać przed snem książki, które mogą stać się okazją do bardzo cennych rozmów i otwartych dyskusji na temat jej własnych problemów, pragnień czy wątpliwości. Niezmiernie ważne są jednak nie tylko rozmowy, ale przekaz czułości warunkujący normalny, zdrowy rozwój. Przytulanie, uściski, pieszczoty bardzo pomagają w pogłębianiu wzajemnych więzi, dają poczucie bezpieczeństwa, bliskości i miłości – możemy być bardzo zaskoczeni, jak będą rosnąć córce skrzydła, jak łatwo będzie otwierała się i dzieliła swoimi przeżyciami. Pozwólmy jej na nie na jej, a nie naszym dorosłym poziomie.
Dziewczynki mają zwykle zaniżoną samoocenę w porównaniu do chłopców. Oboje rodzice powinni im otwarcie mówić o konkretnym dobru i pięknie w nich drzemiących i w praktyce wykorzystywać ich mocne strony w pracy nad słabościami bez zbytniego skupiania się na niedociągnięciach. Podkreślajmy zdecydowanie to, co widzimy dobrego, aby komunikaty od nas płynące nie przytłaczały córki, ale motywowały ją. Dajmy też trochę beztroski, wspólnego czasu wolnego, który można dowolnie wypełnić. Wielość zajęć dodatkowych może skraść nam bezcenną relację.
W okresie dorastania córki najmądrzejszą radą jest okazywanie naszego zaangażowania, zainteresowania bez oczekiwania na wzajemność… „Róbmy swoje” mimo pozornego chłodu i dystansu w stosunku do nas, a naiwnej uległości wobec rówieśników – mówmy, że kochamy, przytulajmy, wysłuchujmy, okazujmy akceptację, jednocześnie stawiając zdrowe granice. Znajdujmy indywidualny czas tylko dla córki i spędzajmy go tak, jak ona tego pragnie, a niekoniecznie jak my byśmy woleli… To nie jest już etap zafascynowania rodzicami, zapatrzenia się w nich. Teraz możemy dostrzec owoce tego, co włożyliśmy w relację z córką mniej więcej do 12. roku życia. Na tym etapie zaczyna intensywniej dojrzewać w innych relacjach i to jest jak najbardziej prawidłowy kierunek, aby nauczyła się w przyszłości dystansować w stosunku nie tylko do nas, ale siebie samej, znajomych i przyjaciół po etapie nieuniknionych zawodów. Dzięki temu stanie się dojrzałą osobą, potrafiącą niezależnie myśleć i podejmować decyzje, nie opierając się bezkrytycznie na zapatrywaniach jej otoczenia.