Jakie są Pana przewidywania dotyczące społecznego i prawnego statusu małżeństwa (które z definicji jest heteroseksualne) i rodziny? Rozwój czy upadek?
To niepewny czas dla bardzo starej instytucji. Akt zawarcia małżeństwa, coś, co ludzie wydają się robić od tysiącleci ze względu na praktyczność ekonomiczną, jeśli nie zawsze z miłości, staje się coraz rzadszy – i następuje to szybko. Niektóre zmiany w modelach małżeństwa są tymczasowe i nie mają nic wspólnego z chęcią opóźnienia małżeństwa lub odsunięcia w czasie urodzenia dziecka. Zjawiskiem występującym regularnie były kryzysy finansowe, chociaż ich wpływ na małżeństwo i odsetek rozwodów jest zdecydowanie niejednolity. Wzrosły również standardy dotyczące zdolności do zawarcia małżeństwa, zwłaszcza w związku z rosnącym udziałem kobiet w rynku pracy. Kiedy kobiety wiedzą, że są finansowo niezależne i nie potrzebują wychodzić za mąż, by mieć utrzymanie, ale nadal mają chęć wyjścia za mąż – nie spieszą się z wyborem. Co oznacza, że będą one wykazywać tendencję do zawierania małżeństw później, niż mogłoby to mieć miejsce w przeciwnej sytuacji. Mimo to małżeństwo nie zniknie. Prawdopodobnie jednak doświadczy jeszcze większego regresu niż obecnie. Państwa mogą starać się zmienić politykę w dziedzinie małżeństwa, rozszerzyć jego definicję i uczynić je bardziej inkluzywnym, a także starać się nagiąć związane z nim normy i oczekiwania. Nie jest to jednak strategia długoterminowa. Co więcej, radykalna modyfikacja instytucji małżeństwa – przy jednoczesnym zachowaniu jego nazwy – jest propozycją skazaną na porażkę. Jego popularność będzie słabnąć.
Czy może Pan określić, w jakich częściach świata pozycja małżeństwa jest szczególnie zagrożona i dlaczego?
Małżeństwo słabnie najszybciej w tej części świata, którą można by nazwać „postchrześcijańskim Zachodem”, w tym w dużej części Europy Zachodniej i Środkowej, z pewnością w Ameryce Północnej, a także na niektórych obszarach Europy Wschodniej i Azji Południowo-Wschodniej. Czasami ma to związek z dobrobytem gospodarczym i równością płci – im lepiej społeczeństwa prosperują, a kobiety dysponują równym dostępem do edukacji i możliwości rozwoju zawodowego, tym mniej osób dostrzega potrzebę małżeństwa, związku, który istniał historycznie po to, aby pomóc parom i rodzinom przetrwać. Wielu ludzi na Zachodzie myśli teraz, że małżeństwo jest „kropką nad i”, ukoronowaniem życiowego sukcesu, czymś, co robisz, gdy masz za sobą udane, niezależne życie młodego dorosłego, a nie fundamentem, punktem wyjścia, umożliwiającym parze ludzi dokonanie innych rzeczy. Jest to dość znacząca, a zarazem subtelna zmiana w postrzeganiu małżeństwa.
Jakie korzyści przynosi małżeństwo społeczeństwu i dlaczego społeczeństwo czy też państwo powinno wspierać małżeństwo?
W tej kwestii dane są wciąż niepodważalne. Małżeństwo pozostaje zdecydowanie optymalnym środowiskiem do wychowania dzieci. Małżeństwo konsoliduje wydatki na żywność, opiekę nad dzieckiem, prąd i gaz – i w ciągu całego życia radykalnie zmniejsza ryzyko popadnięcia w ubóstwo lub uzależnienie od pomocy państwa. A to tylko ekonomiczne korzyści płynące z małżeństwa. Ostatnie, bardzo profesjonalnie przeprowadzone badania wskazują, że małżeństwo wiąże się z większą satysfakcją z życia, silniejszym poczuciem szczęścia, lepszym zdrowiem psychicznym i fizycznym oraz większą długowiecznością, co potwierdziły nawet badania ogólnego poziomu zdrowia. Małżeństwo wiąże się z wyższymi poziomami znaczenia i celu w życiu, bardziej pozytywnymi relacjami, mniejszym poczuciem samotności i większym wsparciem społecznym oraz lepszymi wynikami finansowymi, co również sugerują analizy ogólnego statusu finansowego i edukacyjnego. To naprawdę dobry interes, jeśli działa prawidłowo. Małżeństwo nie rozwiązuje oczywiście wszystkich naszych problemów. Interakcja rodzi przecież także i konflikt.
Kolejne pytania odnoszą się do Pańskiego badania porównującego dzieci wychowywane w rodzinach naturalnych i w związkach osób tej samej płci. Jakie są, ogólnie rzecz biorąc, najważniejsze konsekwencje dla dorosłych dzieci wychowywanych przez osoby tej samej płci?
Głównymi konsekwencjami są brak poczucia bezpieczeństwa lub stabilności w gospodarstwie domowym, w którym się wychowały, oraz utrata matki lub ojca w życiu. Większość późniejszych konsekwencji, jeśli wystąpią, wynika właśnie z tego. Dorosłe dzieci, które miały homoseksualnego rodzica lub wychowały się w gospodarstwie domowym osób tej samej płci, wykazują tendencję do słabszych wyników w porównaniu z dziećmi, które wychowywały się z matką i ojcem w stabilnym związku małżeńskim. W badaniach, które przeprowadziłem w 2012 r., istniały oczywiste luki. W porównaniu z dorosłymi, którzy zostali wychowani przez matkę i ojca pozostających w związku małżeńskim, ci, którzy zgłosili, że ich matka pozostawała w związku z osobą tej samej płci, wskazywali częściej na następujące konsekwencje: biedniejsze dzieciństwo, większe prawdopodobieństwo bezrobocia w życiu dorosłym, znacząco wyższe prawdopodobieństwo deklarowania się jako osoby biseksualne lub homoseksualne, pozamałżeńskie doświadczenia seksualne, doświadczenie chorób przenoszonych drogą płciową, uprawianie seksu wbrew własnej woli, młodzieńcze doświadczenie bycia molestowanym przez dorosłego opiekuna, silniejsza depresja w życiu dorosłym, niższy poziom wykształcenia, niższe dochody w życiu dorosłym, częstsze problemy z systemem wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych i większe trudności w ich obecnym związku uczuciowym. Są też inne.
Czy to prawda, że wskaźnik rozstań w gospodarstwach domowych osób tej samej płci wychowujących dzieci jest dwa razy wyższy niż w związkach heteroseksualnych? Jak niestabilność w gospodarstwie domowym wpływa na całe społeczeństwo?
Jest to trudne do zidentyfikowania i oczywiście będzie się różnić w zależności od kraju i typu związku. Wiemy, że w większości przypadków związek dwóch kobiet wykazuje tendencję do rozpadu szybciej niż związek dwóch mężczyzn. Może to być dla niektórych zaskoczeniem, ale ma to swoje źródło w wyższych standardach satysfakcji ze związku u kobiet (w porównaniu z mężczyznami) oraz niższych łącznych dochodach. Kobiety są bardziej skłonne do szybkiego nawiązywania więzi, co ma miejsce również w przypadku łączenia się kobiet w pary. Istnieją czynniki przyciągające przeciwieństwa – mężczyznę i kobietę – które służą zarówno bezpiecznej więzi (choć, jak wiemy, nie bez problemów), które zmuszają ich do kierowania się w stronę wyzwań związanych z „innością”, z kimś zupełnie do nich niepodobnym – i to w znaczący sposób. Takie ukierunkowanie różni się jakościowo od ukierunkowania na jednakowość.
Ktoś może twierdzić, że wychowanie w gospodarstwie domowym prowadzonym przez osoby tej samej płci jest lepsze niż w przypadku rodziców samotnie wychowujących dzieci. Czy takie sytuacje można w ogóle porównać?
Zależy to w dużej mierze od sytuacji samotnego rodzica i działań prowadzonych w domach osób tej samej płci. To również jest trudne pytanie, na które trudno odpowiedzieć w formie jednego, szerokiego uogólnienia. Z zebranych przeze mnie danych, które wykazywały dużą różnorodność form domowych, najlepszym substytutem domu prowadzonego przez matkę i ojca stanowiących małżeństwo jest samotna matka, która nie wchodzi w nowe relacje uczuciowe w okresie dorastania dziecka. Najgorszym zaś scenariuszem jest samotna matka, która nawiązuje długą serię krótkoterminowych relacji w gospodarstwie domowym – to znaczy, że mężczyźni przychodzą i odchodzą. Istnieje, oczywiście, wiele przykładów znajdujących się gdzieś pomiędzy tymi dwoma scenariuszami, np. drugie (cywilne) małżeństwo z ojczymem dzieci. Ponieważ nie mamy dość informacji na temat gospodarstw domowych osób tej samej płci w perspektywie długoterminowej, myślę, że można bezpiecznie powiedzieć, że im bardziej taka para „naśladuje” idealną stabilność małżeństwa: niski poziom konfliktów, okazywanie miłości i poświęcenia dla dziecka – tym lepiej. W moich danych znalazło się niewiele przykładów takiego scenariusza. Jednakże tam, gdzie zaistniał, dzieci radziły sobie lepiej. Było to jednak po prostu nietypowe.
Pański słynny raport dotyczący dorosłych dzieci z gospodarstw domowych należących do osób tej samej płci został poddany ostrej krytyce. Jakie były główne argumenty krytyków Pańskiej pracy?
Początkowo, przeciwnicy atakowali wszystko – mnie, mojego pracodawcę, redaktora czasopisma, recenzentów itp. Wszystko absolutnie. Z czasem opozycja skupiła się na tym, że określiłem gospodarstwa osób tej samej płci jako niestabilne. Złożone modele statystyczne umożliwiły mi kontrolowany pomiar znacznej niestabilności takich gospodarstw domowych. Twierdziłem jednak, że nie jest to problem homoseksualizmu, ale niestabilności środowiska domowego. Niestabilność ta była jednak tak wyraźna, że wymagała obserwacji i omówienia, a nie odwracania od niej uwagi czy ukrywania w złożonych modelach. Krytycy uznali również za błąd moje porównanie z gospodarstwami domowymi prowadzonymi przez małżeństwa matek i ojców. Uważali za niesprawiedliwe porównywanie dzieci, które posiadają dwie biologiczne relacje z rodzicami, z dziećmi, które nie mogą mieć takich powiązań, co ma miejsce choćby w przypadku dzieci w gospodarstwach domowych osób tej samej płci. Odpowiedziałem, że chcę wiedzieć, jakie są najlepsze warunki rozwoju dzieci, a nie jakie rodzaje braków w gospodarstwie domowym są gorsze od innych.
Czy uczeni zajmujący się tematem par jednopłciowych powinni być przygotowani na podważanie ich wiarygodności, jeśli wyniki ich badań nie okażą się zgodne z programem środowisk LGBT?
Tak, zdecydowanie. W najlepszej sytuacji czeka ich drobiazgowa analiza, a oczekiwania znacznie wyższe i bardziej rygorystyczne niż w przypadku, kiedy wyniki okazałyby się zgodne z programem.
Jak państwo powinno reagować na wybory dokonywane przez jego obywateli pod kątem formy rodziny? Zachować neutralność czy interweniować?
Państwo nie powinno być neutralne w odniesieniu do relacji i wyborów form rodzinnych dokonywanych przez obywateli, gdyż nie może zachować neutralności wobec wynikających z tego konsekwencji ekonomicznych i społecznych, ze świadomością, że naturalne biologicznie, gospodarstwo domowe oparte na stabilnym małżeństwie pozostaje dla dzieci najlepszym i najtańszym źródłem utrzymania, opieki, miłości i socjalizacji. Dobre społeczeństwo stara się zniechęcać do zrywania więzi pokrewieństwa i walczy o to, jak radzić sobie z w sytuacjach, kiedy nie da się tego uniknąć. Jego reakcja nie może polegać tylko na uznaniu biologicznych więzi za nieistotne, zerwania ich za problem wyimaginowany, czy też dyskryminacji w kwestii wyborów rodzinnych i seksualnych za niesprawiedliwe czy nieuprzejme. Przecież rozpad ma swój koszt. Kosztuje czas, pieniądze i emocje rodzin – optymalnego źródła pomocy – jak również: społeczności, pracowników opieki społecznej, klinik zdrowia publicznego, doradców ds. zdrowia psychicznego, systemów prawa karnego i społeczeństwa, które za nimi wszystkimi stoi. Oprócz zasobów materialnych i wysiłków, prawdziwa naprawa rozpadu wymaga jednak powszechnie miłości. Ludzie potrzebują miłości, miłości ofiarnej. A miłość jest czymś, czego państwo nie może zrobić, nie może nauczyć ani zadekretować.
Mówi się, że edukacja seksualna jest niezbędna do utrzymania nowoczesnego społeczeństwa w dobrej kondycji. Ale czy w dziedzinie edukacji seksualnej można zachować neutralność wobec tak zwanego toksycznego ducha?
Nie da się być neutralnym w istotnych kwestiach związanych z edukacją seksualną. Pewna określona narracja wygra. Jedna z wizji tego, czym jest ludzka seksualność, czemu służą relacje, co odróżnia mężczyzn i kobiety oraz jakie znaczenie ma małżeństwo, otrzyma uprzywilejowaną lub autorytatywną pozycję. Nie istnieje więc stanowisko umiarkowane czy neutralne. Takie nauczanie musi istnieć – pytanie brzmi: komu zostanie ono powierzone i co ci ludzie powiedzą.
W swoim wykładzie na warszawskiej konferencji 8 czerwca wspomniał Pan o potrzebie nowego powstania postulującego „twardą miłość rodzicielską”. Czy mógłby Pan wyjaśnić to nieco bardziej szczegółowo?
Tak, powiedziałem, że potrzebny jest nowy rodzaj powstania, charakteryzującego się nie gwałtownym działaniem, ale miłością, którą rodzice nazywali kiedyś „twardą miłością” pomimo sprzeciwu. Oznacza to, że należy mieć stanowcze postanowienie, aby oprzeć się ideologicznej kolonizacji, która dąży do stopienia mężczyzn i kobiet w postać jednego zamiennego konsumenta, kolonizacji, która sugeruje, że nie ma nic wyjątkowego w mężczyźnie czy kobiecie oraz kolonizacji, która głosi – pomimo przeciwnych dowodów i zdrowego rozsądku – że dzieci nie zasługują na miłość i bezpieczeństwo dawane im przez matkę i ojca pozostających w związku małżeńskim. Wobec tego właśnie potrzebny jest opór. Ale taki opór wymaga jednocześnie postawy miłości, ponieważ wszystkie osoby są stworzone na obraz Boga i nie zasługują na zjadliwe słowa lub okrutne czyny. Złe pomysły, z drugiej strony, wymagają jednak naszych niestrudzonych wysiłków. Jak mówi Pismo Święte, walka ta jest walką duchową – nie przeciwko osobom, ale przeciwko mocom i zwierzchnościom, które działają w tym świecie.
***
Prof. Mark Regnerus
Jest profesorem nadzwyczajnym socjologii na University of Texas at Austin i członkiem Instytutu Studiów nad Rodziną i Kulturą. Autor głośnego raportu o negatywnych konsekwencjach wychowywania dzieci przez pary jednopłciowe oraz kilku książek i serii artykułów na temat wychowania i edukacji dzieci i młodzieży. Wraz z żoną Deeann mają trójkę dzieci.