Być singlem – ale po co?

ks. Przemysław Drąg
knowledge

Dane statystyczne, które napływają z różnych krajów świata, od wielu lat ukazują tendencję tworzenia społeczeństwa, w którym dominującym sposobem przeżywania swojego człowieczeństwa jest bycie osobą żyjącą w pojedynkę, albo – jak mówi się dzisiaj – bycie singlem. Na różnych blogach można zauważyć, jak wielu jest zwolenników, ale także przeciwników, bycia singielką czy singlem. Wymienia się zalety i wady takiego sposobu życia, ale rzadko widać próbę rzetelnej oceny tożsamości człowieka. Spróbujmy zatem sięgnąć do źródeł Objawienia, do początku, aby odkryć prawdę o powołaniu człowieka.

Bóg stworzył człowieka z miłości i do miłości. Podzielił się z człowiekiem bogactwem swojej natury: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27). Jednak w opisie stworzenia człowieka św. Jan Paweł II dostrzegł moment dojmującej, pierwotnej samotności, której doświadczył Adam. On, który wziął we władzę cały stworzony świat, odkrył nagle, że żadne zwierzę, żadne stworzenie nie jest w stanie zapełnić pustki egzystencjalnej, której doświadcza będąc sam. Stwierdzenie Boga z Księgi Rodzaju: „Nie jest dobrze, żeby człowiek [mężczyzna] był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” (Rdz 2,18) odkrywa nową przestrzeń rozumienia człowieczeństwa. W tym antropomorficznym opisie dostrzegamy, że dla tworzenia komunii osób konieczne jest nawiązanie relacji, w której człowiek dostrzega obecność Boga, ale także odkrywa bogactwo drugiej osoby o odmiennej płci.

Żadna więc rzecz, zwierzę, przelotny romans nie są w stanie dać człowiekowi prawdziwej i głębokiej radości, która prowadzi do dotknięcia absolutu miłości. Doświadczenie pierwotnej samotności, o której wspomnieliśmy wyżej, dotyczy także pierwszej pary – Adama i Ewy. Odkrywają, że są oni inni niż otaczający świat, że są powołani do stworzenia wyjątkowej relacji, której sensem będzie oddawanie się sobie nawzajem w miłości. Stanie się darem dla drugiej osoby, jedność i wierność małżonków otwartych na nowe życie są zatem normalnym i powszechnym powołaniem każdego człowieka.

Na dłuższą metę nikt nie lubi samotności. Osoby, które przechwalają się, że najlepiej być singlem, przychodzą później do mnie i opowiadają, jak boją się ciszy po powrocie do domu, jak lękają się o przyszłość. Ten lęk jest czymś normalnym, bo to relacyjność, a nie samotność są prawdziwą realizacją człowieczeństwa. Niestety, obserwujemy coraz większą liczbę osób, które bronią się przed tą samotnością ucieczką w przestrzeń wirtualną. Choć „sieć” daje, przynajmniej na początku, złudzenie bycia w relacji, to w dalszej perspektywie człowiek jeszcze bardziej odczuwa swoje wyobcowanie i brak drugiej osoby.

Tylko bycie twarzą w twarz, rozmowa, przytulenie sprawiają, że rodzą się relacje i człowiek doznaje prawdziwego spełnienia. Dar z siebie dla drugiej osoby znajduje przecież swój początek w miłości Trójcy św. Nie damy rady oszukać naszej natury: potrzebujemy człowieka, aby uczyć się „bogatszego człowieczeństwa”. Potrzebujemy rodziców, sióstr i braci, przyjaciół, aby doświadczyć miłości szczodrej i bez zazdrości.

Paradoksalnie, aby to zrozumieć, potrzebne jest czasami doświadczenie samotności, niekiedy tak bolesnej, jak pierwotna samotność Adama. Bóg posługuje się czasami tym instrumentem, aby pozwolić człowiekowi odkryć źródło miłości, które bierze w nim swój początek. Bóg czasami ogałaca nas jak Jakuba, Hioba, proroków, zostawia nas samych, abyśmy zrozumieli, że człowiek sam sobie nie wystarcza. Jednak na końcu tego procesu osamotnienia człowiek dotyka Boga, odkrywa Go w swoim życiu. Bóg nie chce, aby ktokolwiek był sam. Człowiek, parafrazując poetę, potrzebuje bliźniego, aby się z nim „zabliźnić”.

 

Z ludzi ufnej wiary
Czytaj
Nie wiedziałam, że tata jest naukowcem. Jérôme Lejeune – przyszły francuski święty
Czytaj
Jak Prymas bronił Kościoła
Czytaj
Zobacz więcej

Wykonanie: CzarnyKod