„Czyż mam jeszcze obowiązek przedstawiać się wam? Nie jestem ci ja ani politykiem, ani dyplomatą, nie jestem działaczem ani reformatorem. Ale natomiast jestem ojcem waszym duchownym, pasterzem i biskupem dusz waszych, jestem apostołem Jezusa Chrystusa.”
Te słowa napisał w swoim liście pasterskim Prymas Polski, kardynał Stefan Wyszyński, na dzień swego ingresu do Gniezna i Warszawy, 6 stycznia 1949 r. Swoje zadania określił następująco: „(…) chrzcić, bierzmować, konsekrować, święcić, ofiarować, nauczać i sądzić”. Ale już wkrótce sytuacja pokazała, że nie może się on ograniczać jedynie do nauczania i sprawowania sakramentów. Prymas Wyszyński musiał stanąć w obronie powierzonego mu Kościoła w Polsce. W obronie przeciw ateizacji polskiego społeczeństwa, przeciw zniszczeniu Kościoła i oddaniu go całkowicie w ręce państwa. Można powiedzieć, że to dzięki niemu Kościół przetrwał trudne czasy komunizmu w Polsce. Sam zresztą, już 2 lutego 1949 r., podczas nieoficjalnego przemówienia z balkonu rezydencji arcybiskupów gnieźnieńskich mówił „o tym, że walczyć będzie o prawa Kościoła. Nawoływał d o »stawania wiernie przy Kościele»”.
Porozumienie
Jedną z form próby obrony polskiego Kościoła było podpisane dnia 14 kwietnia 1950 r. porozumienie z rządem. Pracowała nad nim, powstała w 1949 r., rządowo – kościelna komisja. W jej skład weszli, ze strony Episkopatu: bp Zygmunt Choromański, bp Michał Klepacz i bp Tadeusz Zakrzewski; ze strony rządu: Władysław Wolski, Edward Ochab i Franciszek Mazur. Dla Prymasa Wyszyńskiego zawarcie porozumienia z rządem było sprawą konieczną, aby zapewnić Kościołowi „minimum swobody działania”. „Miało (…) więc pełnić rolę zderzaka łagodzącego i opóźniającego narastający konflikt”. Także dla komunistów dojście do pewnego consensusu stanowiło korzystną sytuację. W trakcie trwania wielomiesięcznych rozmów, władze komunistyczne nieustannie uderzały w Kościół. Wydano m.in. dekret o stowarzyszeniach, który nakazywał zakonom i wszelkim katolickim stowarzyszeniom rejestrację. Doprowadziło to do rozwiązania przez Prymasa wielu z nich, z obawy przed wzmożoną inwigilacją. Usuwano religię ze szkół – Prymas wystosował wiele listów pasterskich, w których przypominał rodzicom o ich obowiązku religijnego wychowania dzieci. W jednym z takich listów pisał: „Macie przecież szkoły państwowe, w których władze zapewniają naukę religii. Są jeszcze, bardzo nieliczne niestety, szkoły katolickie. Dlatego byłoby rzeczą niezrozumiałą, gdybyście dzieci wasze posyłali do szkół, z których chwilowo wyklucza się naukę religii. Kochani rodzice! Apelujemy do waszych katolickich sumień i wzywamy was do spełnienia waszych obowiązków religijnych względem młodego pokolenia”.
W końcu doszło do przejęcia przez władze „Caritasu”, a także rozpoczęła się akcja „przeciągania” księży na stronę rządową i tworzenia ruchu „księży – patriotów”. Kolejnym ciosem było przyjęcie przez Sejm ustawy o „przejęciu dóbr martwej ręki”, co spowodowało, że Kościół utracił ponad 150 tysięcy hektarów ziemi.
Pomimo tylu uderzeń wymierzonych w Kościół, udało się podpisać porozumienie z rządem regulujące wzajemne stosunki. Na dokumencie nie było podpisu Prymasa, ale to on był za nie w pełni odpowiedzialny. Na niego spadło także wiele krytycznych słów za takie posunięcie. Kardynał Wyszyński bronił swojego stanowiska, według relacji kard. Dziwisza „(…) myślał o tym porozumieniu do końca życia. Był przekonany, że tak należało postąpić”. Nie było to jednak tak jasne dla wielu watykańskich i polskich hierarchów. Tym Prymas odpowiadał: „Pozostało nam jedno: bronić tego, co się da obronić”.
Non possumus
„Kością niezgody” między Kościołem a władzami państwowymi była kwestia obsadzania stanowisk kościelnych. Było wiele prób „ułożenia się”; Prymas odbył wiele rozmów z wicemarszałkiem Franciszkiem Mazurem, przedstawiał wiele propozycji… Jednak 23 stycznia 1953 r. Biuro Polityczne KC PZPR, bez porozumienia z Episkopatem albo chociaż z samym Prymasem, przyjęło dekret o obsadzaniu stanowisk w Kościele. „Był to jeden z najostrzejszych antykościelnych aktów prawnych w historii PRL. (…) Nowe prawo stanowiło, że jakichkolwiek zmian na stanowiskach kościelnych – od wikarego po biskupa – nie można dokonać bez zgody władz państwowych. Natomiast księża, którzy w ocenie władz prowadzą działalności »sprzeczną z prawem i porządkiem publicznym«, będą usunięci z urzędów. (…) Duchowni mieli też ślubować na wierność Polsce Ludowej”.
Ten dekret spotkał się oczywiście ze sprzeciwem Prymasa Wyszyńskiego. Jednocześnie nie zrezygnował on z rozmów z wicemarszałkiem Mazurem. Spotykał się z nim dalej, według swojej zasady „rozmawiamy, nie obrażamy się”. Przedstawiał Mazurowi niezgodność dekretu z prawem kanonicznym (biskupów może ustanawiać lub usuwać tylko Papież) czy chociażby z zawartym w kwietniu 1950 r. porozumieniem. Proponował nowe rozwiązania, ale władze komunistyczne nie były tak naprawdę zainteresowane rozmowami. Prymasa jedynie „testowano”, na ile ugnie się, na ile ustąpi.
Nadszedł taki moment, w którym trzeba było w końcu powiedzieć: „koniec z dalszymi ustępstwami”. Pomocna okazała się tu sytuacja w Moskwie: 5 marca 1953 r. zmarł Stalin, władzę objęli Malenkow, Beria i Chruszczow. Prymas, który dobrze orientował się w sytuacji politycznej, zaczął ostrzej występować wobec władzy. W kwietniu 1953 r. w Gnieźnie powiedział, odwołując się do sprawy wydania dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych: „Narusza to wolność biskupów dysponowania kapłanami. Państwo, które upomina się o to, co cesarskie, dziś sięga po to, co Boskie”.
Natomiast 8 maja Episkopat postanowił, że zostanie przygotowany przez Prymasa dokument do władz. „W liczącym 25 stron tekście prymas podsumował stosunki państwo – Kościół od podpisania porozumienia w kwietniu 1950 r. Pisał o łamaniu układu przez rząd, usuwaniu religii ze szkół, zamykaniu instytucji kościelnych, niszczeniu prasy kościelnej, szykanowaniu duchownych, rozwijaniu rozbijającego duchowieństwo ruchu »księży – patriotów«, próbach ingerencji w sprawy personalne Kościoła itd. Na koniec odrzucił lutowy dekret o obsadzie stanowisk kościelnych(…)”. Prymas zauważył i podkreślił, jako ważne i pozytywne, podpisanie wyżej wspominanego porozumienia, możliwość w miarę swobodnego rozwijania się życia religijnego, a także nieutrudnianie przez państwo odbudowywania kościołów zniszczonych w czasie wojny.
Dokument ten znamy dziś pod nazwą Non possumus od słów zapisanych tam przez Prymasa: „Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. Non possumus!”. Tego stwierdzania po raz pierwszy użyli chrześcijanie z Abiteny (teren dzisiejszej Tunezji) w 304 r. Wyrazili oni swój sprzeciw wobec cesarza Dioklecjana, który oskarżył ich o złamanie zakazu odprawiania Mszy Św. w niedziele. Mieli mu oni powiedzieć: „Sine domicio non possumus”, tzn. „Bez niedzielnych zgromadzeń nie możemy”. Wszyscy oni ponieśli śmierć męczeńską.
Dokument kardynała Wyszyńskiego nie został udostępniony społeczeństwu w Polsce. Wysłano go bezpośrednio, droga poufną, do prezydenta Bieruta, który nigdy się do niego nie ustosunkował.
W obronie księży
Wydanie przez rząd dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych zmusiło Episkopat do opracowania szczegółowej instrukcji dotyczącej wprowadzania w życie tych nowych przepisów. Hierarchowie byli nieugięci w jednej kwestii: mianowania i usuwaniu biskupów. Za tę kwestię odpowiadał tylko i wyłącznie papież. Prymas Wyszyński podczas jednego z posiedzeń Episkopatu mówił: „Jeżeli rząd domagałby się dobrowolnego usunięcia się [biskupa] z diecezji, nie należy tego czynić”.
4 czerwca 1953 r., podczas procesji Bożego Ciała w Warszawie, Wyszyński wygłosił kazanie, w którym mówił o prawdziwym powołaniu katolickich księży i bronił ich wolności. Mówił wtedy: „Kościół święty (…) twardo broni kapłaństwa Chrystusowego. Tak bardzo od Wieczernika walczy o wolność kapłaństwa Chrystusowego, bo wolność kapłaństwa Chrystusowego jest najbardziej widzialnym znakiem wolności sumienia. Gdy kapłaństwo jest wolne, lud Boży ma gwarancję wolności sumienia. Gdy kapłaństwo przestaje być wolne, wówczas zagrożona jest wolność sumienia. I dlatego też trudno jest mówić o wolności sumienia tam, gdzie kapłan przestaje być wolny a zamienia się go, wbrew woli Kościoła, w urzędnika.
Rozumieją to ludzie dobrze i dlatego bronią się przed zurzędniczałym kapłaństwem. Rozumieją, iż między nami – kapłanami a wami – najmilsze dzieci, którym podajemy Chrystusa, a wami, których sumienia osądzamy i kierujemy, nikt stanąć nie może. Bo gdyby ktoś próbował stanąć, byłby to zamach na ustrój Kościoła, zamach na wolność sumienia, na istotę kapłaństwa, na kapłaństwo Boże, na kapłaństwo Chrystusa. I dlatego to Kościół, jak niegdyś przed wiekami, tak i w ojczyźnie naszej przez biskupów swoich musi bronić i bronić będzie – nawet do oddania własnej krwi – wolności kapłaństwa Chrystusowego, bo ta obrona oznacza obronę wolności waszego sumienia, bo ta obrona oznacza zarazem obronę głębin kultury ducha”. I dalej: „Nie wolno sięgać do ołtarza, nie wolno stawać między Chrystusem a kapłanem, nie wolno gwałcić sumienia kapłana, nie wolno stawać między biskupem a kapłanem. Uczymy, że należy oddać, co jest cezara cezarowi, a co Bożego Bogu. A le gdy cezar siada na ołtarzu, to mówimy krótko: nie wolno!”
Aresztowanie
Jezus Chrystus mówił do swoich uczniów, że tak jak On był prześladowany, tak samo i Jego uczniowie doświadczą prześladowań (por. J 15,20). Tak więc i Prymas Wyszyński doświadczył w trakcie swej posługi wielu szykan ze strony władz państwowych. Oczerniano go w prasie, grożono, aż w końcu aresztowano. Jednym z bezpośrednich powodów było owo słynne przemówienie z czerwca 1953 r. Szef Urzędu ds. Wyznań, Antoni Bida, tak je skomentował: „Ocenia się, że wystąpienie to było najbardziej wrogie z wszystkich jego [Wyszyńskiego] publicznych wystąpień antyrządowych, od czasu, gdy został prymasem”.
Będąc już uwięzionym, Prymas nie przestał być głową Kościoła w Polsce. Szczególnie okres spędzony w Komańczy był czasem wielu spotkań z biskupami – członkami Episkopatu, księżmi, a także osobami świeckim. Różnymi drogami kardynał Wyszyński przesyłał listy zawierające jego nauczanie. Mówił: „Ja nie mogę z tego zrezygnować, to jest w tej chwili moja ambona i mój konfesjonał, i wszystko”.
Śluby
To właśnie w Komańczy powstał tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu. Sama idea zaś zrodziła się, gdy ksiądz Stefan Wyszyński otrzymał święcenia kapłańskie. Podczas kazania w katedrze włocławskiej powiedział: „Trzeba za wzorem króla Jana Kazimierza iść do tronu Matki Boskiej, naszej Królowej, i u jej stóp złożyć śluby obrony ludu przed niewolą ducha, jaka mu grozi ze strony tych, którzy jadem niewiary i anarchii państwowej się karmią”.
Przypomnijmy: w 1656 r. (a więc w czasie „potopu” szwedzkiego) w katedrze lwowskiej król Jan Kazimierz zawierzył Maryi naród polski. Miało to być wotum wdzięczności za obronę Jasnej Góry. Jan Kazimierz, oprócz wyrażenia wdzięczności, obiecywał też Matce Bożej, że, jeśli Rzeczpospolita odzyska wolność, to on zadba o poprawę sytuacji mieszczan i chłopów. „Śluby lwowskie były więc nie tylko wotum wdzięczności, ale i próbą poderwania całego narodu do walki z najeźdźcą. Trzy lata później skończył się »potop« – Szwedzi wycofali się z Polski. Jednak król n ie z realizował obietnicy d anej w ślubach z powodu silnego oporu szlachty”.
Tak więc w 1956 r. przypadała trzechsetna rocznica złożenia ślubów lwowskich. To one zainspirowały Prymasa, do złożenia nowych, ale już nie w imieniu narodu – jak to uczynił król Jan Kazimierz, ale przez naród. Polsce „groził już nie »potop« szwedzki, ale »zalew czerwony « i nadal trzeba było bronić Jasnej Góry, którą Prymas Wyszyński utożsamiał z duchem narodu. Pisał, że stanięcie w jej obronie jest „obroną chrześcijańskiego ducha narodu, to obrona kultury rodzimej, obrona jedności serc ludzkich – w Bożym Sercu, to obrona swobodnego oddechu człowieka, który chce wierzyć bardziej Bogu niż ludziom, a ludziom – po Bożemu. (…) Obrona Jasnej Góry – to zwycięstwo nad sobą, nad tym wrogiem, którym sam jestem”.
Śluby jasnogórskie miały też przyczynić się do odnowy moralnej i duchowej w społeczeństwie. Miały zmobilizować Polaków do walki o dobra duchowe, zachęcać do pracy nad sobą – jeden z punktów ślubowania brzmiał następująco: „Zwycięska Pani Jasnogórska. Przyrzekamy stoczyć pod Twoim sztandarem najświętszy i najcięższy bój z naszymi wadami narodowymi. Przyrzekamy wypowiedzieć walkę lenistwu i lekkomyślności, marnotrawstwu, pijaństwu i rozwiązłości. Przyrzekamy zdobywać cnoty wierności i sumienności, pracowitości i oszczędności, wyrzeczenia się siebie i wzajemnego poszanowania, miłości i sprawiedliwości społecznej”. Śluby wzywały także do obrony podstawowych wartości, takich jak życie dzieci nienarodzonych czy nierozerwalność małżeństwa.
Były one także początkiem przygotowań do obchodów tysiąclecia Chrztu Polski w 1966 r. Miały rozpocząć Wielką Nowennę.
I tak, dnia 26 sierpnia 1956 r, na wałach jasnogórskich odczytano tekst ślubów. Na uroczystości związane z obchodami święta NMP Częstochowskiej zaproszono wiernych z wszystkich parafii w Polsce. Tekst ślubowania odczytywał bp Michał Klepacz, a zgromadzeni ludzie odpowiadali: „Królowo Polski, przyrzekamy!”. „Przysięgali więc uczynić wszystko, by Polska była krajem ludzi wierzących, »poddanym całkowicie « Maryi w życiu osobistym, rodzinnym, narodowym i społecznym. Przyrzekali żyć bez grzechu ciężkiego, bronić życia poczętego, stać na straży nierozerwalności małżeństwa, strzec obyczajów chrześcijańskich i ojczystych, wychowywać dzieci i młodzież w wierze. Ślubowali pracować nad tym, by Polacy żyli »w miłości i sprawiedliwości, w zgodzie i pokoju«, a także walczyć z wadami narodowymi – lenistwem, lekkomyślnością, marnotrawstwem, pijaństwem i rozwiązłością. W dłonie Maryi składali przeszłość i przyszłość”. Ślubował także Prymas Wyszyński, w swoim miejscu odosobnienia, w Komańczy. Kiedy otrzymał od swoich współpracowników sprawozdania z przebiegu uroczystości na Jasnej Górze, napisał: „Okazało się, że Jasna Góra jest wewnętrznym spoidłem życia polskiego, jest siłą, która chwyta głęboko za serce i trzyma Naród w całej pokornej a mocnej postawie wierności Bogu, Kościołowi i jego Hierarchii”.
Wielka Nowenna
Zaraz po złożeniu ślubów, Prymas zapoczątkował Wielką Nowennę – trwający 9 lat program pracy duszpasterskiej, „czas wielkich narodowych rekolekcji – rachunku sumienia oraz odnowy religijnej i moralnej Polaków”. Miała ona przygotować Polaków do przeżycia tysiąclecia Chrztu Polski. W zamyśle Prymasa Nowenna miała być też „czasem zwalczania wad narodowych Polaków – braku sumienności i rzetelności, lenistwa, pijaństwa, rozrzutności, kradzieży, sobiepaństwa, braku zmysłu społecznego i różnorakich niewierności”. Z tą ideą Prymas trafił w bardzo trudny moment w życiu Polaków, ale podjął ją w pełni świadomości tego, co się w Polsce działo. Coraz bardziej widoczne stawały się „rezultaty powojennej traumy, ostrej walki z Kościołem po 1965 roku i prowadzenia systemowej ateizacji”. Coraz więcej było ludzi, którzy dla zrobienia kariery wypierali się oficjalnie Chrystusa i wiary ojców. Rosło grono migrantów ze wsi do miast, którzy pozbawieni „tradycyjnej kontroli środowiska powoli oddalali się od Kościoła i przejmowali nowe wzorce życia”. Celem Wielkiej Nowenny, oprócz wyżej wspomnianych, było także „umacnianie wewnętrznej wolności Polaków” oraz „umocnienie związku między Kościołem a narodem. Miała to być siła, która będzie w stanie przeciwstawić się i dać odpór narzuconej władzy politycznej”.
I tak 3 maja 1957 r. nastąpiło odnowienie Ślubów Jasnogórskich, ponowione dwa dni później – 5 maja. Był to jednocześnie początek Wielkiej Nowenny. Od tej pory, aż do dziś, Śluby są odnawiane co roku. Początkowo odbywało się to w pierwszą niedzielę po 3 maja, dziś – 26 sierpnia, w uroczystość NMP Częstochowskiej. „Każdy rok Wielkiej Nowenny przebiegał pod innym hasłem nawiązującym do poszczególnych przyrzeczeń Jasnogórskich Ślubów Narodu oraz dostosowanym do tego planem duszpasterskim. Program koncentrował się więc na wierności Bogu, Kościołowi i Ewangelii, rodzinie i katolickiemu wychowaniu dzieci, trwałości małżeństwa, ochronie życia nienarodzonych, sprawiedliwości i miłości społecznej oraz walce z wadami narodowymi. Ostatni, dziewiąty, rok Wielkiej Nowenny (1964/1965) przebiegał pod hasłem »Weź w opiekę Naród cały«, a poświęcony był Matce Bożej”. Wraz z rozpoczęciem Nowenny swoją podróż po polskich ziemiach rozpoczęła kopia cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. O Wielkiej Nowennie i jej znaczeniu dla obrony wiary, Kościoła, ducha Bożego w narodzie Polskim, można by wiele pisać. Jako podsumowanie chciałabym zacytować Ewę Czaczkowską, autorkę książki „Kardynał Wyszyński”: „Dziewięć lat Wielkiej Nowenny (…) bez wątpienia wpłynęło na kształt polskiego katolicyzmu. Umocniło pobożność ludową. Wzmocniło kult maryjny. Mocniej złączyło symbole religijne i narodowe”. Z pewnością tamte lata przyczyniły się do odnowy moralnej w społeczeństwie, pokazały też ludziom, że mimo zewnętrznej niewoli – cytując tytuł filmu o ks. Popiełuszce – „wolność jest w nas”.
Kiedy przygotowywałam się do pisania artykułu, pomyślałam, że odpowiedź na tytułowe pytanie: jak Prymas bronił Kościoła, można by zamknąć w jednym zdaniu: na każdy możliwy sposób. I rzeczywiście tak było. Wystarczy przeczytać kilka z listów pasterskich lub homilii kardynała Wyszyńskiego, żeby zobaczyć, że wiernie stał na straży powierzonej mu owczarni. Że nie wahał się przyjąć prześladowań, a w końcu uwięzienia, byle tylko Kościół w Polsce mógł być wolny.
Katarzyna Pobudkiewicz – Mama 8 dzieci, które uczy w domu w ramach edukacji domowej; członek Fundacji Dobrej Edukacji Maximilianum.