Każda budowla musi mieć odpowiednią strukturę, aby była stabilna i mogła przetrwać w niesprzyjających dla niej warunkach. W przypadku rodziny podstawą, na której powinna się ona opierać, jest więź małżeńska. Niezależnie od wszystkich nowoczesnych „pomysłów” na rodzinę, jedyne rozwiązanie, które sprawdziło się w historii i zdecydowanie najlepiej sprawdza się dziś, to związek jednego mężczyzny i jednej kobiety, zawierany na całe życie. Wszelkie odstępstwa od tej zasady – rozwody, separacje, konkubinaty – pociągają za sobą skutki negatywne dla całej rodziny: szczęścia małżonków, wychowania dzieci, a nawet sytuacji materialnej. Potwierdzają to rozliczne badania socjologiczne, prowadzone w wielu krajach świata.
Dlatego też, kiedy myślimy o dobru naszej rodziny, powinniśmy w pierwszej kolejności dbać o relację z małżonkiem. Taka inwestycja – czasu, wysiłku, uczuć, uwagi – zawsze jest opłacalna i to dla całej rodziny. Trudno wyobrazić sobie rodzinę, w której małżonkowie naprawdę się kochają i z powodu tej miłości zaniedbują wychowanie dzieci. Jednocześnie bardzo często mamy do czynienia z sytuacją odwrotną, w której nadmierna koncentracja jednego z rodziców na dzieciach powoduje, że współmałżonek czuje się odrzucony, nieszczęśliwy, a w konsekwencji cała rodzina funkcjonuje źle, a nierzadko się rozpada, powodując niemożliwe do zagojenia rany, szczególnie u dzieci.
Pierwszym krytycznym momentem budowania tej właściwej hierarchii w rodzinie jest zazwyczaj przyjście na świat pierwszego dziecka. Wówczas to kobieta ma naturalną skłonność do skupienia całej swej uwagi na dziecku, doprowadzając do ochłodzenia relacji z mężem. Jeśli jest tego nieświadoma, a mąż nie zareaguje odpowiednio, nie zadba w sposób delikatny, ale zdecydowany o swoje miejsce w hierarchii miłości, powstaje pierwsza trudna sytuacja, która często tylko pogarsza się w kolejnych trudnych momentach. W rezultacie małżonkowie stopniowo oddalają się od siebie, stają się sobie obcy lub nawet wrodzy, angażując jednocześnie całą swoją uwagę i uczucia w dzieciach.
Tymczasem dzieci wcale nie czują się dobrze, będąc pępkiem świata, choć tak często o to walczą. Najszczęśliwsze są wtedy, kiedy zajmują właściwe sobie miejsce w rodzinie i w sercach rodziców, tzn. miejsce drugie po relacji małżonków względem siebie nawzajem. Dziecko, które czuje, a nawet słyszy, że jest najważniejsze w domu, wyrasta na egoistę, człowieka skupionego na sobie, niezdolnego do budowania relacji i do szczęścia.
Innym konkurentem w walce o pierwsze miejsce w sercu małżonków jest praca zawodowa. Można powiedzieć, że o ile nadmierne skupienie się na dzieciach ze stratą dla relacji małżeńskiej jest najczęściej domeną kobiet, o tyle ucieczka w pracę zdecydowanie częściej zdarza się mężczyznom. Oba zjawiska są zresztą ze sobą powiązane – mężczyzna, który czuje się niepotrzebny i nieważny jako małżonek, ucieka często w pracę zawodową, gdzie może się w pełni realizować. W rezultacie małżonkowie zaczynają coraz bardziej żyć obok siebie zamiast ze sobą, żyją w dwóch różnych światach.
Jeszcze innym zjawiskiem, które stanowi zagrożenie dla pierwszeństwa współmałżonka w relacjach rodzinnych, jest brak odpowiedniego ułożenia relacji z rodziną pochodzenia. Siła relacji z rodziną pochodzenia, przede wszystkim z naszymi rodzicami, jest potężna. W momencie zawarcia małżeństwa ta relacja zostaje skonfrontowana z nową – męża i żony. Nawet w Ewangelii znajdujemy jasną wskazówkę, że w tej sytuacji człowiek ma „opuścić ojca i matkę”, aby móc złączyć się ze współmałżonkiem. Kto tego opuszczenia rodziców nie potrafi dokonać – najczęściej w sensie mentalnym – nie potrafi zbudować dojrzałej relacji małżeńskiej. Jeśli to mama pozostaje najbliższą osobą dla córki czy syna, osobą, z którą w pierwszej kolejności dzielimy się naszymi przeżyciami czy pytamy o radę, to prawdziwa relacja małżeńska nie ma szansy się rozwinąć. Powstaje też pole do wielu konfliktów rodzinnych, w wyniku których małżonkowie nierzadko bardzo dotkliwie się ranią. Jeśli tej hierarchii miłości nie uda się zmienić, sytuacja staje się coraz gorsza, prowadząc do ciągłej frustracji, wzajemnych pretensji, a nierzadko – do rozwodu.
Fakt, że to małżonek jest dla mnie naprawdę na pierwszym miejscu, powinien oznaczać, że jest to dla mnie najbliższy przyjaciel, osoba najbardziej zaufana. Jeśli mu nie ufam w różnych drobnych sprawach, czy jestem w stanie zaufać mu w rzeczach najważniejszych? Nie chodzi tutaj o naiwność czy niedostrzeganie realnych trudności, ale o unikanie niepotrzebnych podejrzeń, budowania atmosfery ciągłej podejrzliwości, która negatywnie wpływa na relacje między małżonkami. Zamiast okazywać sobie brak zaufania, trzeba szczerze rozmawiać o swoich oczekiwaniach i potrzebach.
Jeśli mój małżonek ma być dla mnie najlepszym przyjacielem, to powinien być osobą, z którą lubię spędzać czas, z którą chętnie dzielę się moimi przemyśleniami, której szczerze mówię o swoich potrzebach, troskach i radościach. To wszystko nie dzieje się samo, często trzeba nad tym popracować, nie można tego zbyć stwierdzeniem, że mam innych, lepszych przyjaciół i nic nie mogę z tym zrobić. Przyjaźń – tak jak miłość – to relacja, nad którą można i trzeba pracować, a w sposób szczególny dotyczy to relacji małżeńskiej, która jest przecież najważniejsza, a więc zasługuje na szczególny wysiłek.
Dlatego też konieczne są stały wysiłek i czas, aby nasza miłość małżeńska nie więdła, ale się rozwijała. I choć nie jest to łatwe, to wbrew temu, co często dziś słyszymy, jest nadal możliwe. Możliwe jest, że jako małżonkowie jesteśmy sobie wierni przez całe życie, coraz bardziej się kochamy i naprawdę jesteśmy ze sobą szczęśliwi. I nie jest to kwestia szczęścia, ani przypadku, ani odpowiedniego dobrania się, ale wysiłku, jaki wkładamy w to, by rozwijać i umacniać nasz związek. A nasze szczęście małżeńskie nie tylko udziela się dzieciom, ale jest jednym z najlepszych prezentów, jakie możemy im ofiarować – dając im szczęśliwe dzieciństwo oraz piękny przykład i zachętę do budowania własnych szczęśliwych rodzin.