Spór o edukację seksualną. Szokująca geneza zjawiska

Kazimierz Przeszowski, wiceprezes zarządu Centrum Życia i Rodziny
knowledge

O co chodzi z edukacją seksualną? Czemu budzi tak skrajne emocje? Czy jest absolutnie konieczna i przyniesie zbawienne skutki – jak chcą jej piewcy, czy też doprowadzi do zguby młode pokolenie – jak przestrzegają jej przeciwnicy? Kto ma rację w tym sporze? I co jako rodzice i dziadkowie powinniśmy wiedzieć na ten temat? Na te i inne ważne pytania dotyczące edukacji seksualnej odpowiada niniejszej artykuł.

Czym jest i jaka jest geneza edukacji seksualnej? Mówiąc o „edukacji seksualnej” mamy na myśli szeroki wachlarz działań adresowanych do dzieci i młodzieży, których celem jest przekazanie wiedzy i kształtowanie postaw młodych ludzi w obszarze płciowości. Takie zajęcia mogą odbywać się w placówkach szkolnych lub poza nimi. W szkołach mogą być prowadzone przez nauczycieli lub przedstawicieli podmiotów zewnętrznych. Pierwsze programy edukacji seksualnej w formie odrębnego przedmiotu szkolnego pojawiły się w Stanach Zjednoczonych w latach 40-tych. W Europie Zachodniej edukację seksualną zapoczątkowała Szwecja w 1955 r.

Jakie założenia światopoglądowe leżą u podstaw edukacji seksualnej? Edukacja seksualna to zjawisko bardzo zróżnicowane wewnętrznie, a istniejące programy różnią się diametralnie w kwestiach światopoglądowych. W zależności od przyjmowanej wizji człowieka i jego płciowości, edukację seksualną można podzielić na dwa główne rodzaje. Pierwszy z nich można określić jako „zintegrowany”, ponieważ ukazuje seksualność jako integralną część osoby ludzkiej i postuluje jej dostosowanie do pozostałych wymiarów życia tj. rodzinnego, społecznego, psychologicznego, kulturowego, moralnego i duchowego. Ten typ edukacji seksualnej nazywany jest często „abstynencyjnym”, z uwagi na zachętę dla dzieci i młodzieży do powstrzymania się od rozpoczynania aktywności seksualnej przed osiągnięciem dorosłości (a także zawarciem małżeństwa). Drugi rodzaj edukacji seksualnej należałoby określić jako „wyizolowany”, gdyż przedstawia seksualność jako autonomiczną, a zarazem centralną, sferę ludzkiego życia. W tym ujęciu nieskrępowana wolność korzystania z własnej seksualności (ekspresji seksualnej) i czerpanie przyjemności z aktywności seksualnej, stanowią fundamentalne prawo człowieka („prawa seksualne”), przysługujące także dzieciom i młodzieży, stojące ponad np. prawem rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Ten typ edukacji seksualnej prezentowany jest pod nazwą „kompleksowa edukacja seksualna” (ang. „comprehensive sexuality education” w skrócie „CSE”), choć z rzeczywistą kompleksowością ujęcia zagadnienia płciowości człowieka, niewiele ma wspólnego

Tabela 1. Porównanie modeli edukacji seksualnej w Polsce (WDŻ) i Europie Zachodniej (Standardy WHO)

Źródło: dr Zbigniew Barciński, Stowarzyszenie Pedagogów NATAN, Jeśli nie WDŻ to co?, webinarium Centrum Życia i Rodziny „Edukacja seksualna – przegląd zagrożeń”, 21.02.2020.

Jaki model edukacji seksualnej jest aktualnie realizowany na świecie?

Początkowo w świecie zachodnim realizowane były wyłącznie programy „abstynencyjne”. W latach 60-tych na fali rewolucji obyczajowej rozegrała się swoista „bitwa o szkoły”, podczas której dyskredytowano dotychczasowe programy, ukazując je jako „nienowoczesne” i „nienaukowe”. Na skutek tych działań w kolejnych dekadach edukację seksualną zdominowały programy oparte na wyizolowanej wizji ludzkiej seksualności. Obecnie ten model edukacji seksualnej jest już wdrażany za pośrednictwem organizacji międzynarodowych takich jak Światowa Organizacja Zdrowia, UNESCO i inne agendy ONZ. Programy „zintegrowane” edukacji seksualnej należą do mniejszości i realizowane są na szczeblach krajowych i lokalnych. W Polsce taki program jest realizowany już od 20 lat i nosi nazwę „Wychowanie do życia w rodzinie” (w skrócie „WDŻ”). Znamienny jest fakt, że w
polskiej przestrzeni publicznej od wielu lat prowadzona jest kampania dyskredytująca „WDŻ”, żywo przypominająca zabiegi w świecie zachodnim sprzed pół wieku. Rozkład programów edukacji seksualnej realizowanych w Europie obrazuje mapa na stronie internetowej www.tonictakiego.pl.

Skąd edukacja seksualna typu CSE czerpie wiedzę o ludzkiej seksualności?

Edukacja seksualna typu CSE tj. realizowana wg tzw. standardów WHO prezentowana jest jako „naukowa” i „oparta na dowodach”, a publikacje z wytycznymi do jej realizacji są wspierane także przez osoby noszące tytuły naukowe. Jednakże fundamentalnym źródłem aparatu pojęciowego dla tego modelu edukacji seksualnej są badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych przez Alfreda Kinseya i jego zespół w połowie XX wieku (tzw. skala Kinseya skłonności hetero i homoseksualnych, czy pojęcie „seksualności dziecięcej”). Do dnia dzisiejszego tezy te stanowią „dogmaty” dziedziny nauki zwanej seksuologią, a w założony w 1947 r. na Uniwersytecie Indiany Instytut Kinseya (Institute for Research in Sex, Gender and Reproduction) szkoli kolejne pokolenia seksuologów, edukatorów seksualnych i tworzy raporty, ekspertyzy oraz agendy dla rządów i organizacji międzynarodowych.

Czy Alfred Kinsey – „ojciec założyciel” współczesnej seksuologii miał potrzebne kompetencje do prowadzenia badań nt. ludzkiej płciowości?

Może warto zacząć od tego, że autorytet współczesnej seksuologii nie był psychiatrą, wenerologiem czy specjalistą w jakiejkolwiek innej dziedzinie związanej z ludzką płciowością. W ogóle nie był lekarzem czy psychologiem, zdobył natomiast wykształcenie zoologiczne, prowadząc badania nad owadami galasówkami. Ten wydawałoby się oczywisty brak kompetencji do zajmowania się problematyką z zakresu ludzkiej psychiką i fizjologią w latach 30-tych nie został jednak uznany za przeszkodę, a nawet wręcz przeciwnie, gdyż jego działalność zbiegła się w czasie ze wzrostem popularności nurtu psychologii behawioralnej, która twierdziła, że w istocie ludzie i zwierzęta zachowują się dokładnie tak samo. To podobieństwo opierało się, zdaniem ówczesnej psychologii, na warunkującej zależności „bodziec” (stimulus) -> „reakcja” (reaction). W tym kontekście nie powinno dziwić, że publikacje z wynikami swoich badań Alfred Kinsey zatytułował „Zachowania seksualne u osobników męskich człowieka” („Sexual behaviour in human male”) i „Zachowania seksualne u osobników żeńskich człowieka” („Sexual behaviour in human female”). Publikacje te przedstawiały wyniki badań prowadzonych przez zespół Kinseya. W latach 1938-1948 badano zachowania seksualne mężczyzn, natomiast w latach 1938-1953 zachowania kobiet. Deklarowanym celem badań było zbadanie zachowań w sferze seksualnej ówczesnego społeczeństwa amerykańskiego. Alfred Kinsey i jego zespół dopuścili się jednak wielu poważnych manipulacji metodologicznych przy przygotowaniu i przeprowadzeniu badań.

Kogo zbadał Alfred Kinsey i co to mówi o seksualności ogółu społeczeństwa?

W czasie, gdy zespół Kinseya prowadził badania nad seksualnością mężczyzn, Stany Zjednoczone uczestniczyły w II Wojnie Światowej (1941-45) i w związku z tym do wojska powołano 17,5 mln mężczyzn w wieku 18-45 lat. W rezultacie w tym czasie z możliwości udziału w badaniach wykluczono ponad 60 proc. mężczyzn i to akurat tych, którzy przez lekarzy wojskowych zostali zakwalifikowani jako w pełni zdrowi psychicznie i fizycznie oraz nieprzejawiający skłonności homoseksualnych, co podówczas stanowiło powód wykluczenia ze służby wojskowej. Tym samym, w próbie badawczej, do której miał dostęp Alfred Kinsey (mężczyźni niepowołani do wojska) odsetek mężczyzn o skłonnościach homoseksualnych był podwyższony nawet 2,5-krotnie przez okres co najmniej 3 lata (tyle wynosił średni czas służby). W latach 30., 40. i 50. w Stanach Zjednoczonych ponad 60 proc. dorosłych kobiet żyło w związkach małżeńskich (dodatkowo ponad 10 proc.populacji żeńskiej stanowiły wdowy, około 5 proc. rozwiedzione, a nigdy niezamężne mniej niż 25 proc.). Warto dodać, że w ówczesnym, dominująco purytańskim społeczeństwie Ameryki, aktywność seksualna, a w szczególności w odniesieniu do kobiet, była akceptowalna wyłącznie w małżeństwie. Tymczasem Alfred Kinsey swe twierdzenia o zachowaniach seksualnych mężatek oparł na danych pochodzących od kobiety, żyjących w „związkach faktycznych, trwających co najmniej jeden rok”, a zatem stanowiących ułamek spośród mniej niż 25 proc. dorosłej żeńskiej populacji (wdowy i rozwiedzione Kinsey wyodrębnił z tej grupy). Dodatkowo należy podkreślić, że swych respondentów zespół Kinseya pozyskiwał masowo wśród studentów, którzy z uwagi na młody wiek, siłą rzeczy posiadają ubogie doświadczenia życiowe. Do udziału w badaniach rekrutowano także wśród osadzonych w więzieniach, którzy z kolei „bogactwa” doświadczeń posiadali aż nadto. Ponadprzeciętną gotowość do zwierzeń na temat swojego życia intymnego wykazywały także prostytutki, których znaczną liczbę pozyskano do udziału w badaniu. W przypadku każdej ze wspomnianych grup, jej znaczący udział liczebny w istotny sposób zaburzał reprezentatywność próby badawczej w aspekcie odzwierciedlania typowych dla ogółu społeczeństwa zachowań w obszarze seksualności. Na dobitkę uczestnicy badań byli rekrutowani na zasadzie dobrowolnych zgłoszeń, co zaskutkowało zjawiskiem nazywanym „błędem ochotników” tzn. niedoborem danych od osób, które nie życzyły sobie opowiadać o swoim życiu intymnym i nadreprezentacją osób skorych do takich zwierzeń. A nie ulega wątpliwości, że kwestia traktowania seksualności jako kwestii przynależnej do sfery wyłącznie prywatnej (pozostającej jedynie między dwojgiem małżonków) lub publicznej (o której można rozmawiać z innymi) odzwierciedla istotne różnice wzorców zachowań w tej dziedzinie. Powyższa lista poważnych błędów znacząco podważa wiarygodność wniosków, jakie przedstawił w swoich raportach z badań dr Kinsey. A jakie wnioski na temat ludzkich zachowań w sferze seksualności przedstawił Alfred Kinsey w swoich raportach? Otóż twierdził on m.in., że 37 proc. mężczyzn ma doświadczenia homoseksualne (warto pamiętać o nieobecność podczas II WŚ mężczyzn nieprzejawiających takich skłonności, dobór nawet 20 proc. respondentów spośród osadzonych w zakładach karnych), 40 proc. mężczyzn zdradza żony i 26 proc. kobiet zdradza mężów (przy czym jako małżonków uznano osoby żyjące w konkubinatach trwających 1 rok. Oparto się również na relacjach „ochotników”, skorych do dzielenia się informacjami o szczegółach swojego życia intymnego). Całkowita niereprezentatywność grupy badawczej Kinseya, ma tym większe znaczenie, że rzekoma powszechność zachowań sprzecznych z ogólnie przyjętą podówczas moralnością (seks przedmałżeński, zdrady), a także rozrodczymi i fizjologicznymi funkcjami organów płciowych (współżycie seksualne osób tej samej płci) posłużyły do uznania tych zachowań za normalne w myśl zasady, że „skoro wszyscy tak robią, to nie może to być nienormalne”.

Przestępstwa pedofilskie w badaniach Kinseya.

Najbardziej kontrowersyjna jest jednak kwestia badań dotyczących seksualności osób niepełnoletnich. Alfred Kinsey pisze o 317 chłopcach w wieku od 4 miesięcy do 14. roku życia, których przeżycia seksualne zostały zbadane. Nie podaje jednak w jaki sposób dotarł do wspomnianych dzieci, kto przeprowadzał „badania”, czy wspomniane reakcje dzieci były samoistne czy też były wynikiem czynności seksualnych ze strony osób dorosłych. Działania te były konsekwencją osobistych poglądów Kinseya w tej kwestii: „trudno zrozumieć, dlaczego, z wyjątkiem kulturowych uwarunkowań, dziecko miałoby mieć coś przeciwko temu, że ktoś dotykał jego genitaliów lub miałoby mieć coś przeciwko oglądaniu cudzych genitaliów lub coś przeciwko innym formom kontaktów seksualnych” [z dorosłymi]. (Alfred Kinsey, Sexual Behavior in the Human Female, s. 121). Sam fakt przeprowadzania „badań”, polegających na wykorzystywaniu seksualnym setek dzieci, jest odrażający i zasługuje na kategoryczne i bezdyskusyjne potępienie. Warto jednak także zastanowić się nad ich wiarygodnością, bowiem Kinsey przytacza informacje o przeżyciach seksualnych dzieci jeszcze na wiele lat przed okresem dojrzewania, zamieszczając tak kuriozalne informacje jak rzekoma zdolność do pełnych przeżyć seksualnych u 4. miesięcznej dziewczynki i 5. miesięcznego chłopca.

Tabela 2. Doświadczenia seksualne dzieci wg Alfreda Kinseya – autora założeń edukacji seksualnej typu CSE

Źródło: Alfred Kinsey, Sexual Behavior in the Human Male, s. 180

Instytut Kinseya po dzień dzisiejszy nie umożliwił zweryfikowania badań ani ofiar, na których podstawie opublikowano powyższe informacje. Poza wszelką wątpliwością pozostaje fakt, że są one świadectwem odrażających przestępstw pedofilskich, których dopuszczono się na bezbronnych dzieciach między 4 miesiącami życia a 14 rokiem życia. W imię bezdusznej „naukowości” „sprawdzano” w praktyce czy stymulacja seksualna przyniesie pożądaną reakcję. Nic nie jest w stanie zadośćuczynić szkodom poniesionym przez te dzieci. Najwyższe potępienie budzi fakt, że programy, które przedstawia się jako środek zapobiegawczy wykorzystywaniu seksualnemu dzieci, opierają się na serii najcięższych przestępstw wobec niewinnych i bezbronnych. Okrywa niezatartą hańbą osobę dr Alfreda Kinseya i Instytut noszący jego imię fakt, że do dnia dzisiejszego, a zatem 80 lat po wydarzeniach, wciąż nie przekazano wymiarowi sprawiedliwości jakiejkolwiek dokumentacji, która pomogłaby ustalić i najsurowiej ukarać sprawców oraz odnaleźć i zadośćuczynić ofiarom. Na podstawie szczątkowych informacji udało się ustalić, że jednym z „dostarczycieli” informacji o przeżyciach seksualnych nieletnich był seryjny gwałciciel, pedofil, zoofil i kazirodca Rex King, z którym Alfred Kinsey spotkał się osobiście w czerwcu 1944 r. i zapisywał informacje przez 17 godzin, a w listopadzie skierował list ze słowami „uradowałem się z wszystkich przesłanych przez Pana materiałów i jestem upewniony, że jeszcze więcej z nich zostało zachowanych do publikacji naukowych”. Alfred Kinsey i Rex King korespondencję utrzymywali przez kolejne dziesięciolecie, dr Kinsey nigdy nie zgłosił policji informacji o popełnionych przestępstwach, a w publikacji zatuszował, ile i które dane pochodziły z tego źródła. Wnioski Kinseya na temat seksualności dziecięcej są najbardziej brzemienne w skutki z punktu widzenia prowadzonej edukacji seksualnej dzieci i młodzieży. To właśnie z jego prac wywodzi się teza, że dzieci są seksualne od urodzenia. I nie chodzi tu o posiadanie męskich lub żeńskich cech płciowych na gruncie fizjologii czy psychologii. Tu chodzi o założenie, iż dziecko zdolne jest do pełnego przeżycia seksualnego i że przeżycie to nie stanowi żadnego zagrożenia dla jego dobrostanu psychofizycznego, co więcej może być dla dziecka źródłem przyjemności. A od tego stwierdzenia już tylko krok do postulowanych dziś „praw seksualnych” dzieci, które uznają współżycie seksualne niepełnoletniego z dorosłym lub innym niepełnoletnim za w pełni dopuszczalne, o ile tylko dziecko wyrazi na to zgodę i zabezpieczy się przed chorobami przenoszonymi drogą płciową i niechcianą ciążą! O takich niebezpieczeństwach jak łatwość zmanipulowania osoby niepełnoletniej przez dorosłego w celu uzyskania takiej „zgody”, edukacja seksualna typu CSE w ogóle nie wspomina.

Komu zależy na wprowadzeniu edukacji seksualnej typu CSE?
Edukację seksualną opartą na wyizolowanej wizji ludzkiej płciowości przedstawia się jako „nowoczesną” i „naukową”, jednak warto zastanowić się nad faktycznym powodem jej usilnego propagowania. Otóż edukacja typu CSE prezentuje model, w którym człowiek podejmuje aktywność seksualność jeszcze w okresie dorastania i wchodzi w ciągu całego życia w wiele związków, w których zresztą nie jest zobligowany do wierności drugiej osobie. Od nastoletniości człowiek jest zatem zainteresowany stosowaniem antykoncepcji różnego typu, jak: prezerwatywy, środki hormonalne itp. W przypadku niepowodzenia tych środków można skorzystać z tzw. antykoncepcji awaryjnej tj. środków uniemożliwiających zagnieżdżenie się poczętego nowego życia w macicy. Gdy i to zawiedzie, można sięgnąć po tzw. aborcję farmakologiczną. W kolejnym kroku pozostaje wizyta w klinice aborcyjnej. A w skali całego życia – niejeden raz… Trudno nie zgodzić się, że taki wzorzec zachowań przekazywany w edukacji seksualnej typu CSE przysparza klientów producentom środków antykoncepcyjnych i klinikom aborcyjnym. Mieniąca się „kompleksową” edukacja seksualna typu CSE nie widzi bowiem nic złego w aborcji, co więcej ukazuje ją jako prawo kobiet („prawo reprodukcyjne”) i element troski o zdrowie, wraz z antykoncepcją („zdrowie reprodukcyjne”). I przynosi to już wymierne skutki, ponieważ aborcja wśród nastolatek zaczyna być na świecie zjawiskiem masowym.

Tabela 3. Liczba aborcji wśród nastolatek na świecie

Źródło: Terminations of pregnancy in the European Union, BJOG An International Journal of Obstetrics and Gynaecology 2011, s. 328

Jednak kliniki aborcyjne nie są związane z edukacją seksualną jedynie jako jej beneficjent, te instytucje są wprost zaangażowane w jej propagowanie. Przykładowo istotną rolę w batalii o edukację seksualną w USA odegrała organizacja SIECUS (Sexuality Information and Education Council of the United States), założona w 1964 r. przez Mary Calderone, dyrektor medyczną sieci klinik aborcyjnych Planned Parenthood. Gałąź międzynarodowa Planned Parenthood po dziś dzień wspiera finansowo wprowadzanie edukacji seksualnej w wielu krajach, a jej publikacje są cytowane w programach edukacji seksualnej typu CSE jako „bezstronne” źródło wiedzy.

Co mogą zrobić rodzice i wychowawcy, którzy nie zgadzają się na wprowadzenie edukacji seksualnej typu CSE do szkół?

Powstrzymanie wejścia do szkół modelu edukacji seksualnej typu CSE nie jest zadaniem prostym. Wymaga organizacji społeczności lokalnych na poziomie szkół, sąsiedztw i rodzin. Konieczne także jest wywieranie presji na polityków – i to z obydwu stron sceny politycznej. Na skłaniających się do wprowadzenia takiej edukacji seksualnej – aby dać jasno do zrozumienia, że nie ma to zgody społeczeństwa, zaś na przeciwnych jej wprowadzeniu – że rodzice wymagają od nich zdecydowanych i konkretnych działań. Warto także jest angażować się w różne inicjatywy i kampanie, które tę kwestię podnoszą w przestrzeni publicznej. Za wdrażanymi programami demoralizującej edukacji seksualnej stoją gigantyczne fundusze instytucji międzynarodowych, dlatego, aby móc skutecznie bronić się przed tymi szkodliwymi zamierzeniami, warto wspierać instytucje takie jak Centrum Życia i Rodziny. Naszą misją jest pełna obrona ludzkiego życia od poczęcia do naturalnego kresu, promowanie rodziny opartej na trwałym i szczęśliwym małżeństwie kobiety i mężczyzny, otwartym na przyjęcie i wychowanie z miłością dzieci, obrona prawa rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami oraz ochrona dzieci i młodzieży przed demoralizacją. Zapraszamy do śledzenia naszych działań m.in. przez stronę internetową www.czir.org i w mediach społecznościowych.

Kazimierz Przeszowski, wiceprezes zarządu Centrum Życia i Rodziny

*** Artykuł jest przeznaczony dla dziennikarzy i przedstawicieli mediów. Można go rozpowszechniać i cytować z przywołaniem imienia i nazwiska autora oraz instytucji, którą reprezentuje.

Kontakt z Centrum Życia i Rodziny: biuro@czir.org, tel. 22 629 11 76.

Z ludzi ufnej wiary
Czytaj
Nie wiedziałam, że tata jest naukowcem. Jérôme Lejeune – przyszły francuski święty
Czytaj
Jak Prymas bronił Kościoła
Czytaj
Zobacz więcej

Wykonanie: CzarnyKod